Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oścież; pod tchnieniem lekkiego wiatru tiulowe zasłony poruszają się delikatnie to w jedną, to w drugą stronę. Od suchotniczego trawnika przed domem zalatuje zapach zroszonej trawy i o wiele słabszy zapach kwitnących bzów i zwiędłych liści brzozowych. Luba w niebieskim, dekoltowanym staniczku i Niura ubrana jako „bébé“ w przestronny, aż po kolana, różowy paltocik, leżą na poręczy okna; dziewczyny ujęły się pod ramię i śpiewają cicho bardzo popularną wśród prostytutek piosenkę o szpitalu. Niura śpiewa jako pierwszy głos. Luba wtóruje jej cichym altem.

Poniedziałek nadchodzi,
Czas mi iść do domu.
Ale doktór nie puszcza...

We wszystkich innych zakładach okna również otwarto, w salach płoną jasne światła, a przed domami wiszą pozapalane latarnie. Z okna, przez które spoglądają Niura i Luba, widać wyraźnie wnętrze sali tanecznej w przeciwległym domu publicznym: żółtą woskowaną posadzkę, ciemnowiśniowe draperje z frendzlami zawieszone nad drzwiami, część czarnego fortepianu, lustro w złoconych ramach, wreszcie migające co chwile sylwetki strojnych kobiet, odbijające się w lustrach. Na prawo widnieje dom Treppla, skąpany w jasnem świetle lampy elektrycznej.
Wieczór jest cichy i ciepły. Gdzieś w oddali, hen poza wieńcem czarnych drzew, tuż ponad ciemną ziemią, w której wyczuwa się niewidzialny okiem potężny pęd wiosenny — widnieje wąska czerwono-złocista smuga światła — ostatnie błyski późnej zorzy. To niewyraźne, dalekie światło, w połączeniu z łagodnem powietrzem i zapachem