Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A czy ja wiem? Jeżeli pan nie żartuje, ale mówi naprawdę... A ty, Gienia, jak mi radzisz?...
— Ach ty kłodo z drzewa — zawołała rozgniewana Gienia. — Cóż według twego zdania lepsze? zginąć na słomie ze zgniłym nosem? Zdychać, jak pies pod płotem, czy też zostać uczciwą kobietą? Głupia! Tyś powinna go w ręce ucałować, a nie fochy stroić.
Naiwna Luba chciała istotnie ucałować rękę Lichonina i ten jej ruch rozśmieszył wszystkich.
— Wspaniale! Cudownie — mówił uradowany Lichonin. — Idź zaraz i oświadcz gospodyni że odchodzisz stąd raz na zawsze. Zabierz przytem najniezbędniejsze rzeczy. Teraz już inne czasy nastały i dziewczyna, gdy tylko zechce może zawsze porzucić dom publiczny.
— Nie, tak robić nie można — zauważyła Gienia — że może zabrać się, pójść stąd sobie to prawda, ale krzyku i nieprzyjemności nie sposób uniknąć. Najlepiej urzędzie to w ten sposób: nie żal ci chyba wydać dziesięć rubli?
— Rozumie się, rozumie... Owszem.
— Niech Luba oświadczy gospodyni, że bierzesz ją do mieszkania. Za to według taksy należy się dziesięć rubli. A później, choćby nawet jutro, możesz przyjechać, żeby odebrać jej książeczkę i rzeczy. Już my przez ten czas załatwimy sprawę gładko. Następnie zgłosisz się z książeczką jej do policji i oświadczysz, że ta właśnie Luba zgodziła się co do ciebie za pokojówkę i że chcesz zamienić książeczkę tą na właściwy paszport. No dalej, Łubka, zabieraj się szybko! Bierz pieniądze i marsz do gospodyni. Tylko, pamiętaj, rozmawiaj z nią sprytnie, bo to chytra suka, gotowa ci z oczów wyczytać. A przedewszystkiem nie