Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Płatonow, który dotąd mówił spokojnie, zaprotestował gorączkowo:
— Stokroć razy już słyszałem ten pogląd, po stokroć razy, ale wszystko to nieprawda. Ta kobieta żyje — żyje pomimo swej ordynarnej i plugawej profesji, mimo pełnego wyzwisk języka, pomimo swego pijackiego i szpetnego wyglądu. W niej jednoczy się wszystko: i Bóg rosyjski, i temperament rosyjski, i rosyjska rozpacz po upadku, i niekulturalność i naiwność rosyjska, i cierpienie rosyjskie i wreszcie bezwstyd rosyjski. Przypatrzcie się tylko uważnie tym kobietom, z któremi spędzacie noce; przecież, wszystkie one bez wyjątku są jedenastoletniemi dziećmi. Los rzucił je na drogę prostytucji, od tej pory żyją jakiemś dziwnem, fantastycznem życiem, które się stało zabawką; umysł ich nie rozwija się, a doświadczenie nie wzbogaca, są one naiwne, łatwowierne, kapryśne i zupełnie jak dzieci, nie wiedzą co robią i co powiedzą po upływie pół godziny. Ten radosny i równocześnie śmieszny rys dzieciństwa spotykałem wśród najbardziej steranych i starych dziewek, zamęczonych i zmordowanych, jak klacze fornalskie. I nigdy nie zamiera w nich bezsilna litość, bezużyteczne współczucie względem cierpień ludzkich... Oto naprzykład...
Płatonow spojrzał naokół siebie, a potem machnął nagle ręką i rzekł zmęczonym głosem:
— A zresztą... pal licho! Nagadałem się za dziesięć lat... I wszystko to w gruncie rzeczy nie prowadzi do niczego.
— Dlaczegóż jednak, panie Sergjuszu, nie spróbuje pan tego opisać? — zagadnął Jarczenko. — Pan tak żywo interesuje się tą kwestją.
— Próbowałem — odrzekł ze smutnym uśmiechem Płatonow. — Nic jednak z tego nie wychodzi.