Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zacznę pisać i wnet obłąkam się w różnych, „że“, „który“, „był“. Epitety wychodzą banalne. Słowa zamierają na papierze. Pewnego razu bawił tu w przejeździć Tierechow... Ten rozgłośny autor właśnie... Zbliżyłem się do niego i począłem mu opowiadać wiele ciekawych szczegółów, których nie opowiadam panom, obawiając się ich znudzić. Prosiłem go, aby skorzystał z mych obserwacji. On wysłuchał mnie z wielką uwagą i odrzekł co następuje. „Niech się pan na mnie nie obraża, gdy panu powiem, że z pośród ludzi, których spotykam w życiu, niemal każdy bądź podsuwa mi tematy do romansów i powieści, bądź też udziela mi rad, o czem powinienem pisać. Materjały, których mi pan udzielił są wprost nieocenione pod każdym względem. Co ja jednak mogę zrobić z niemi. Do napisania tak olbrzymiej książki o jakiej pan myśli, nie wystarczają cudze słowa, choćby były one najściślejsze i najsumienniej podane; nie wystarczają tu również i obserwacje, dokonane z notesikiem i ołówkiem. Trzeba przedewszystkiem wżyć się w to życie samemu, nie mędrkując chytrze, bez żadnych z góry u planowanych myśli literackich. A wtedy powstanie książka istotnie straszliwa“.
Słowa te wytrąciły mnie z równowagi i równocześnie natchnęły nadzieją. Od tej pory począłem wierzyć, że jeżeli nie teraz, to prędzej czy później, choćby za pięćdziesiąt lat, przyjdzie gienjalny i właśnie rosyjski pisarz, który wchłonie w siebie cały ciężar i całą obmierzłość tego życia, a potem wrażenia swe odtworzy pod postacią prostych, subtelnych i palących obrazów. I wtedy dopiero powiemy: „Przecież wszystko to myśmy już dawno widzieli i wiedzieliśmy o tem, lecz nie przypuszcza-