Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostatnim refrenie zdawało się, że głos jej wyłamie się z ram bezdusznego akompanjamentu, a pieśń zakończy się prawdziwym szlochem.
Skończyła się pieśń o biednej kwieciarce ulicznej, akompanjament przeszedł w rosyjską romancę. Śpiewaczka wdychiwała gorące powietrze, przepełnione dymem tytoniowym, traciła oddech. Sala miała dość tej tragifarsy, czekano z niecierpliwością na ostatnią zwrotkę, by zacząć tańczyć. Kilku podpitych młodzieńców rzucało w kierunku sceny uszczypliwe uwagi. Romanca wreszcie się skończyła, śpiewaczka uwolniła siebie i publiczność z kłopotliwej sytuacji. Zeszła z estrady na salę.
— Wiesz, ta czarna Rosjanka może się podobać, zauważył Goetlich.
Śpiewaczka zgrabnie mijała tańczących, szła na koniec sali. Karnicki wstał, podszedł do niej i prosił:
— Może pani uszczęśliwiłaby nasz stolik... Siedzę z dwoma przyjaciółmi w ponurym nastroju, a obecność pani niewątpliwie przełamałaby ten nastrój...
— Niestety, swego własnego przełamać nie jestem w stanie, a cóż dopiero pana i aż dwóch towarzyszy — powiedziała, mieszając wyrazy polskie z rosyjskiemi — zresztą mam już towarzysza... Wskazała oczyma jeden z bliskich stolików...
— Kim jest ten pani towarzysz?
— Kandydat na stałego przyjaciela — zaśmiała się i pożegnała go lekkim skinieniem głowy.
Karnicki spojrzał na towarzysza nieznajomej. Nagle zetknął się z jego zimnym, ostrym wejrzeniem. Oczy nieznajomego zdradzały jakąś dziwną moc, wpiły się w Karnickiego, jak dwa ostre świdry. Zdawało się, że człowiek ten oczyma może przeniknąć ściany. Karnicki aż się cofnął pod wpływem tego dziwnego spojrzenia.
— A co? dostałeś kosza? — śmiał się Wiencek.
— Dostałem...
— Za wysoką stawiała ofertę?