Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do łoża położnicy, by złożyć na nim swego pierworodnego, wtedy rozległo się stukanie w drzwi. W poświecie długiej błyskawicy stanął w progu człowiek w czarnym, jak sukienny całun, stroju.
Ciszę przerwał nagle na widzowni jakiś spazmatyczny krzyk:
— Przyszedł z nim razem!!
Kilka osób odwróciło się w stronę loży dyrektorskiej. Zobaczono, że w loży tej ktoś zakrył czyjaś twarz firanką i okręcił nią głowę. Błyskawicznie wyprowadzono kogoś z loży...

· · · · · · · · · · · · · · · ·

Koniec ostatniej odsłony.
Przepowiednia spełniona. Azer wypełnił misję. Okaleczony, okrwawiony organizm wielkiego narodu przestał gorączkować, zaczął budzić się ku nowemu życiu.
Kurtyna spadła. Z żyrandolów padły jasne snopy światła. Na widzowni panowała jeszcze cisza. Rozgorączkowane oczy, przyśpieszone oddechy wskazywały, że ze sceny padły słowa, które rozpętały silnie wyobraźnię ludzką — przesunęły się obrazy, które ludzie nieść będą w oczach przez zaśnieżone ulice do swych domów, aby w ciszy dopiero zacząć ją nanowo przeżywać. Ktoś zaczął klaskać. Tysiące rąk uderzały teraz zgodnie — dziękowały za sztukę. Ze spieczonych emocją ust padał co chwila okrzyk na cześć twórcy „Sądu nad Antychrystem“. Kurtyna podniosła się ku górze. Artyści dziękowali za owację. Autor się nie zjawił. Podniecona publiczność coraz natarczywiej dopominała się autora. Jeden z artystów wystąpił przed rampę, poprosił o ciszę, a gdy uspokojono się, artysta tłómaczył:
— Autor zachorował, dziękuje bardzo za uznanie, ale wyjść na scenę nie może.
Publiczność w milczeniu posuwała się ku wyjściu.
Żelazna kurtyna opuszczała się w dół z cichym zgrzytem.