Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

daktyloskopiczne i przez szkło powiększające oglądał drzwi garderoby od strony wewnętrznej. Wzrok jego śledził coś w okolicy klamki. Komisarza Borewicza to badanie drzwi zaczęło interesować. Zbliżył się do Małkowskiego, wpatrzył się bacznie w miejsce, które ajent niezwykle starannie badał przez szkło. W miejscu tem ujrzał Borewicz wyraźny ślad palców, wyciśnięty w kurzu na drzwiach. Widocznie ktoś zawalanemi prochem palcami dotknął drzwi od wewnątrz garderoby.
To niezwykłe spostrzeżenie komisarza przerwał odgłos zgiełku na korytarzu. Po chwili dwu ajentów policyjnych wprowadziło do garderoby jakiegoś starszego, dobrze ubranego człowieka o bardzo poczciwym, ale niemniej przelęknionym wyrazie twarzy.
— Panie komisarzu, ten pan nie należy do zespołu teatralnego, ukrył się przed policją w klozecie i nie chce wyjaśnić, ani co tu robi, ani poco się ukrywa.
Sprowadzony przybrał śmiesznie płaczliwą minę i zaczął się tłumaczyć:
— Panie komisarzu, ukryłem się, gdy usłyszałem, że kogoś tu zamordowano, — i źle zrobiłem, ale wierzaj mi pan, nikogo nie zamordowałem. Jestem lekarzem nazywam, się dr. Reski. Chciałem pomówić z jedną z tutejszych artystek. Bałem się skandalu, jestem żonaty... to było powodem, że się ukryłem... Panie komisarzu, na miłość boską, niech mnie pan nie aresztuje, jutro cała Warszawa dowie się o tem. Dyrektor Metzner mnie zna, potwierdzi, że nazywam się Reski, mieszkam i ordynuję przy Szpitalnej Nr. 8.
Gruby Metzner kiwał głową, potwierdzając prawdziwość słów Reskiego.