Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wykrzywiając swoją nabrzękłą, jakby ulaną z szarej gutaperki twarz, w jakiś wesoły grymas.
— A dałeś, stary Otello, czerwonemu błaznowi kopertę z pieniędzmi? — spytał Metzner.
Gładysz skinął twierdząco głową, nie odrywając oczu od długiej kolejki publiczności, która uformowała się przed kasą.
Gładysz od lat całych znany był za kulisami pod nazwą „Otello“. Przydomek ten zawierał krótką, ale bolesną tragedję życia tego śmiesznego o nabrzękłej twarzy kulasa.
Lat temu dziesięć, czy piętnaście, — terminu z pewnością i sam Gładysz nie byłby w stanie ustalić, — Gładysz nie był ani obrzękły, ani kulawy. Wtedy był on doskonałym żonglerem i gimnastykiem, a jego produkcje na linie stanowiły szlagier programów rozmaitych „varieté“. W czasie najwyższego rozkwitu talentu swych mięśni, Gładysz zakochał się w swej koleżance, młodej, ładnej śpiewaczce kabaretowej. Wkrótce ożenił się z nią.
Po kilku latach stało się to, co zawsze w tej sferze ludzi się zdarza. Mery zaczęła go zdradzać z jakimś bogatym bankierem, nałogowym bywalcem w świecie kulis. Gładysz nie dowierzał plotkom, ani docinkom, wierzył święcie w cnotę i wierność żony. Przypadek, ten najlepszy detektyw, naprowadził go dopiero na ślad wiarołomstwa. Łagodny Gładysz po odkryciu przemienił się w szakala. Jednym celnym strzałem zabił żonę, a sam z emocji omdlał, — dzięki temu kochanek Mery uszedł karze. Sąd uwolnił Gładysza. Myśl jednak o Mery i zbrodni przegryzała Gładyszowi duszę i mózg, jak ostra, paląca trucizna. Zaczął pić na umór. Coraz bardziej tracił pewność swych mięśni, coraz niżej schodził pod względem wartości swych produkcyj.