Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pamiątek historycznych. – Od dzieciństwa sam się brał chętnie do nauki. Kiedy jednak, już po powrocie do Sulgostowa, nie mógł sobie wystarczyć, ojciec sprowadził mu za nauczyciela uczonego niemca Lindau’a, b. profesora liceum warszawskiego, który Konstantego poduczył dobrze języków starożytnych, tak że w r. 1808 czternastoletnim młodzieńcem wstąpił do klasy czwartej tegoż liceum warszawskiego. Mieszkając na stancyi u slawnego wydawcy słownika, Bogumiła Lindego, i pod wpływem Bentkowskiego rozmiłował się w bibliografii. Po czterech latach nauki w liceum, w r. 1812, młody Świdziński otrzymał publiczną nagrodę i złożył egzamin dojrzałości. Wówczas ojciec myślał o karyerze dyplomatycznej dla syna, ale syn bardzo już pokochał literature i starożytności. Przeszło rok wyczekiwał chwili sposobnej, aż wojna w Europie ucichnie, aby wstąpić na uniwersytet do Lipska lub Getyngi. Wtem nagle zaskoczyła go śmierć ojca i Świdziński musiał pozostać w domu dla uporządkowania spraw majątkowych, które ojciec pozostawił w stanie opłakanym, tak że przypadający Konstantemu w spadku Sulgostów był obciążony długami, przewyższającymi wartość majątku Pracował wytrwale, z poświęceniem się i zapałem, aby oczyścić z długów dobra rodzinne, a w miarę powodzenia w tym kierunku, coraz chętniej poddawał się dawnym swoim upodobaniom i, wzorując się na Czackim i Ossolińskim, zaczął wielkim kosztem i z największą gorliwością gromadzić rzadkie książki, rękopisy i wszelkiego rodzaju pamiątki przeszłości polskiej, tak że już w r. 1818 Konstanty Świdziński znany był Towarzystwu przyjaciół nauk i w całym kraju, jako wybitny bibliograf i zbieracz starożytności polskich, a z poszukiwań swoich dostarczał źródeł Lelewelowi, Bantkiemu i Maciejowskiemu. Lelewel bardzo cenił to źródło ważnych dokumentów historycznych; w «Bibliograficznych ksiąg dwojgu» (I, 161) zaznacza: «Zjawiło się miłośnictwo książek. Bentkowski był skazówką do szukania, Świdziński stał się wzorem do naśladowania; niezmordowane jego poszukiwania podziwienie wzbudzają. Trudno, żeby w tak krótkim czasie takie zgromadzić skarby. Niejedną książkę ze zbiorów Świdzińskiego przyszło mi w pierwszym tomie wspomnieć, niejedna w tym drugim i następnym nadmieni się».
W drugim miejscu znowu Lelewel wyraża się: «Posiadający wielkie nadzwyczajności bibliograficzne, Konstanty Świdziński, wzbogacał notaty moje, jako dalsza niniejszego pisma osnowa oświeci. Wspomnieć mnie imię jego wypada, który mi w różnych rzeczach pomoc przynosił, siebie i swoich skarbów z przykładną gorliwością udzielając». Jak szczęśliwie umiał wynajdywać rzadkości starożytne, świadczy np. ten fakt, że w jednej okładce znalazł pismo polskie z XIII-go wieku (jako rzekł Bantkie), Psalm 50-ty, a którego facsimile podał Maciejowski (Piśmiennictwo polskie T. III) z podpisem: «Hunc psalmum L communicavit nobiscum Illustrissimus Dn. Comes Constantinus Świdziński». W uznaniu zasług na polu bibliografii i archeologii polskiej przysłano Świdzińskiemu w r. 1819 dyplom na członka Towarzystwa Naukowego Krakowskiego (Dr. Józef Majer, Pogląd historyczny na Tow. Nauk. Krak., 1858, str. 134).
Prace naukowe nie pochłaniały jednak całej działalności Świdzińskiego; występował też i na drodze społecznej i politycznej, zajmując głos na zgromadzeniach narodowych. W r. 1822 był już marszałkiem sejmiku opoczyńskiego i radcą województwa sandomierskiego; w r. 1826 obrany posłem, zasiadał na sejmach 1830 i 1831 r. Przy tej sposobności poznał się i zaprzyjaźnił z margrabią Aleksandrem Wielopolskim, również posłem na sejm w 1831 roku, i w nieporozumieniach, wynikłych z powodu misyi londyńskiej margrabiego, Świdziński stawał w jego obronie. – Sprawy włościan gorąco brał do serca; oznajmił nawet, że gospodarzom odda na własność znaczne przestrzenie swoich majątków, przeznaczając każdemu po 10 morgów ziemi na prawach czynszu, nie wyżej 2 złp. z morgi.
Po roku 1831 Świdziński zmuszony był wyjechać zagranicę i dość długo przebywał w Krakowie, gdzie znów często spotykał się z Wielopolskim, również z kraju wydalonym. Wielopolski przemyśliwał o profesurze zagranicą, a Świdziński oddał się namiętności, która go potem zupełnie pochłonęła: poświęcił się całkowicie swoim zbiorom naukowym, do nich tęsknił i postanowił przelać w nie całe życie. Odtąd jak wyraża się o nim Julian Bartoszewicz – «nawet wędrówki swoje po ziemi polskiej Świdziński znaczy bibliote-