Strona:Album zasłużonych Polaków wieku XIX t.2.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kami: główny zbiór był w Sulgostowie, podrzędne w w Krakowie i Poznaniu.»
W jesieni 1833 roku powrócił do Królestwa, ale już nie zatrzymując się dłużej w Warszawie, ruszył na Ukrainę i zamieszkał u krewnych, a gdy w roku następnym wygrał od lat kilkunastu trwający proces o majątek macierzysty, Chodorkowszczyznę, osiadł stale na Ukrainie. Na książki sprzedał majątek i zamieszkał wtedy pod Kijowem w Paszkówce u Wacława Rulikowskiego, z domem którego łączyły go blizkie stosunki rodzinne. Tu przez lat siedem była stała siedziba Świdzińskiego i główny skład jego książek. Z Paszkówki bardzo często zaglądał do Kijowa, gdzie mógł zawierać znajomości z literatami i łatwiej kupować skarby piśmiennictwa starego. Wówczas to weszli w ściślejsze z nim stosunki: Ks. Hołowiński, Michał Grabowski, Henryk Rzewuski, Tytus Szczeniowski, Gustaw Olizar, J. I. Kraszewski, Tomasz Potocki i inni. Dzięki temu otoczeniu, które sam sobie wytworzył, stał się Świdziński nierozdzielną cząstką kijowskich sfer wykształconych.
«Była nawet chwila piszę Bartoszewicz — że chciał się poświęcić literaturze, nie tylko samemu zbieraniu. Gdy ks. Hołowiński utworzył plan wydania «Ojców Kościoła» po polsku, Świdziński wziął na siebie pracę przełożenia kazań św. Cypryana, z pedanteryjną pretensyą starając się o czystość języka, o piękną polszczyznę. Nie w tem jednakże tłomaczeniu była zasługa dla literatury, ale w notatach bibliograficznych, ale w spostrzeżeniach, które na papier rzucał o przeczytanych przez siebie rzadkich książkach polskich, ale w owem spisywaniu śledztw (najtrafniejszy wyraz), które Świdziński ściągał z ludzi, co wiele widzieli i słyszeli o rzeczach dawniejszych».... Wszystko co było stare, co pleśnią wieków wyszlachetniało, wszystko to nabywał: książki, monety, obrazy. Ztąd bardzo popularną postacią był w Kijowie. Zbliżył się do mnichów, do malarzy obrazów świętych czyli ikonopisców i do rzeźbiarzy na cyprysie, do przekupniów starożytności, do wszystkich oryginałów kijowskich, co jaką taką osobliwość mieli do zbycia, a niektórym z nich stawał się patronem, opiekunem i przyjacielem. Kiedy bawił w Kijowie, mieszkanie jego bywało jakby w oblężeniu. Uczynny, wylany, skupiał w sobie całe życie umysłowe prowincyi... Od czasu, kiedy powstała w Kijowie komisya archeograficzna do poszukiwań uczonych, Świdziński służył jej bogatymi materyałami swoimi, stawiając jedynie warunek, aby mu odbijano osobno tekst polski materyałów, które w tym razie składały się głównie z listów osób historycznych w czasie wojen Chmielnickiego o bitwach, staczanych na Ukrainie.
Cytowany przez Bartoszewicza, Kulisz, słynny zbieracz podań Ukrainy i badacz jej dziejów, a dobry znajomy Świdzińskiego, przytacza fakt, że skoro Świdziński dowiedział się, iż Kostomarow, znakomity historyk Małorosyi, pisze w Saratowie historyę wojen polsko-ukraińskich, z własnej pobudki ofiarował się przysyłać mu ze swej biblioteki księgi i rękopisy, jakich tylko zażąda. «Postępek istotnie wspaniałomyślny – pisze Kulisz – i tłomaczy tę okoliczność, zkąd Kostomarow zdobył takie mnóstwo bogatych źródeł do swego dzieła, pierwszego dotąd co do wartości w piśmiennictwie rosyjskiem. W przeciągu kilku lat historyk nasz dostawał od arystokraty polskiego paki za pakami i dopiero po jego śmierci zwrócił spadkobiercy najrzadsze unikaty dawnych broszur i niektóre rękopisy. Komu wiadomo, jak drogiemi są dla każdego bibliomana rzadkie książki, kto miał do czynienia z antykwaryuszami, którzy drżą jak skąpcy nad swymi skarbami, ten zrozumie całą wielkość przywiązania Świdzińskiego do nauki i całą szlachetność jego duszy.» A z osobistych wspomnień, ujętych w sylwetkę już po śmierci Świdzińskiego, tenże Kulisz podaje: «Poglądy nasze na dawne dzieje Rusi i Polski były wbrew sobie przeciwne, chętnie jednak słuchaliśmy siebie nawzajem, gdyż każdy z nas szczerze przywiązany był do swojej sprawy. Świdziński dalekim był od egoizmu, jak większa część poświęcających się nauce. Ogrom prac jego i wielkość przywiązania się do kraju pokazały mi się dopiero po jego śmierci. Ztąd nie obrażał się przeciwnem zdaniem młodego człowieka, jakim ja byłem wówczas, lecz owszem, odkrywając pomniki przeszłości, starał się uczynić mi zrozumiałemi zjawiska historyczne. Kiedy sobie przypomnę, jak po dziecinnemu zapatrywałem się wtedy na wiele rzeczy z dziejów kraju rusko-polskiego, wierząc na słowo naszym książkom, nie mogę się dość wydziwić uprzejmości, jaką dla mnie okazywał głęboki erudyta polski. Mieszkając samotnie (Świdziński był starym kawalerem), cały oddany swoim zatrudnieniom,