Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

błogiego klimatu, miał powstać właśnie ten człowiek, który podobno owe krzemienie ociosane po sobie zostawił, jako ślad swego istnienia. Zaiste, wdzięku poetyckiego nie jest pozbawiona ta teorya. Bo istotnie, cóż to za cudowny widok, co za sielanka! Wiek niemowlęcy ludzkości upływa właśnie wśród takiego edenu ziemskiego. Figi same spadają z drzewa i służą za pokarm nieudolnemu jeszcze człowiekowi. Nagiego ciała niczém okrywać nie potrzebuje, bo mu zimno nie dokucza. Ale z biegiem czasu mnożą się potrzeby. Człowiek nie poprzestaje na roślinném pożywieniu. Szuka mięsa zwierząt, zabija kamieniem czworonożne lub dwunożne stworzenie i chce tę zdobycz podzielić, odłączyć mięso od skóry. Więc krzemień obłupany posłużył mu za piérwsze narzędzie.
Poważna atoli nauka z poezyą chodzić w parze nie może. Nie o sielankę tu idzie, nie o to, czy natura mniéj lub więcéj estetyczne przybrała kształty. Nauka szuka prawdy. Choć — nawiasem mówiąc — ileż to na téj drodze uczeni sami posieli kwiatów swéj własnéj wyobraźni, swego marzycielstwa!...
Po odczytaniu pracy profesora Heera o florze trzeciorzędowéj formacyi, sam prelegent, hrabia Ficalho, dodał od siebie własny traktat, w którym mniéjwięcéj rozsnuwał wątek myśli znakomitego botanika z Zurichu. Jako swoje spostrze-