Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Tetera miał życie trwałe, nie zginął, tylko gwiazda jego szczęścia zgasła. Po odejściu Sokolca, z trudem powstał i drżący, krwią oblany, o świtaniu przygramolił się do domu, gdzie znalazł już siwka. Rany były ciężkie, gdyż loftki strzaskały staremu kłusownikowi kość ramieniową w stawie i obojczyk: odjęto mu prawą rękę. Przez jakie pół roku Chylecki stale odwiedzał starego i teraz znowu u Jadzi odkrył wdzięk, jakiego żadna z dwóch jej sióstr nie posiadała.
Wiecznie młoda i odradzająca się przyroda nie skazała jednak na zagładę złodziejskiej i kłusowniczej energii w rodzie Teterów: po Jaśku nastąpił Franek. Na polach i w kniei Morzelan zginęły tylko osobniki, gatunki pozostały te same: szaraki — gracze, lisy — Kity, psy — włóczęgi, złodzieje — kłusownicy.
A Malwa?
Malwa-Zabłotnik stał się Homerem przeszłości pod kościołem opowiadał dzieciom, babom, gadki o cudownym zajączku.
Przyroda odradza gatunki, człowiek słowem wskrzesza przeszłość: oboje dopełniają się i stanowią jedno; ale przyroda umie stworzyć człowieka — Homera.