Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go psiego latania, boć, słysę, nijok pies latas kiele dwora. Ja ci taki jenteres nasykuję, ze nie na rok, nie na dwa, prefitu zbierzes, a i ja zarobię: kolenista niemiec, co w ty kolenii siedzi...
— Więcy nie słysałem, a on, widno, nie patrzuł na mnie, gdy to gadał, boć gdyby był spojrzał nierozumny, toby był ucik ode mnie... Krew mi buchła do głowy i zbiegła wraz ze mnie, buchła znowuj i jak zwierz dziki zarycałem, i skocułem na nich... Mówić nie mogem... siłę tylo miałem straśną... Zwinąłem mu obie ręce w tył jak śnurki, wziąnem w lewą rękę i chwyciwsy go w pasie z tyłu, podniosem w górę; Walka za rękę i ścisną-