Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem az kości zatrzescały, ale Walek stał jak niezywy.
— Puściułem go; wyjęnem nóz, co zawdy wtedy w cholewie nosiułem i podałem Walkowi: Bij tu! zawołałem, lewym bokiem nastawiając Mateusa ku niemu.
— Uderzuł... nóz buł tocony... wlaz po trzonek... krew strugom chlusnęna....
— Na drugi dzień już mnie wzięni.
— Ty pytajom?
— Jo.
— Za co? pytajom.
— Za to i za to, powiadom. Więcy o nic nie pytali... Posedem do katorgi na wiecne....
Patrzyłem na Macieja: blady on był jak trup, bielszy od ściany białej, przy której siedział,