Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmieszał się i widno domyśluł jaki jenteres, bo powiada:
— A to pódziewa na podwórze.
— Na podwórzu nijako, mówię, ludzie chodzą, zaglądają, pódziewa w pole.
— Ale ja mu to powiedziałem, a on spojrzał na mnie z podełba i widno pomyślał coś niedobrego, bo mówi: niech i tak będzie, tylo posiedź tu trocha, ja pójdę do sumsiada i niedłuzko wrócę.
— Wrócił prawda zaro, wyśliśwa i idziewa za gumna w pole, a za polem niedalecko i las się zacyna. Tylo prześliśwa gumna, za stodołom mateusową stoi i ten sumsiad jego, Walek się nazywał, chłop tyz nieprzyjemny i przyjaciel bratowy wielki. Brat, jak go obacuł, uśmiechnąn się tylo do