Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze słuszniej; ale ostatecznie o cóż u licha ci chodzi?
— Kiedy ja nie wiem, proszę pana, jak to powiedzieć. Widzi pan, ja tak nieraz miślę, miślę, że aż Ryfka, to moja żona tak się nażywa, pyta się: »Srul, co tobie?« A co ja jej mam powiedzieć, kiedy ja sam nie wiem, co mi jest. Bo to może nawet i ludzie śmieliby się ze mnie? — dodał, jakby badając, czy i ja zeń śmiać się nie będę.
Ale ja się nie śmiałem. Byłem zaciekawiony: widocznie gniotło go coś, z czego sam sobie sprawy zdać nie umiał i wypowiedzenie czego w języku, którym władał nadzwyczaj słabo, było dlań jeszcze trudniejszem. Aby dopomódz mu, uspokoiłem go, żeby się nie