Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i cukrami, które po romansach francuskich stanowiły drugą jej namiętność, ubóstwiała Lamartina, księżycowe noce, lubiła często rozmawiać o powinowactwie dusz i cierpiała stale na nerwy. Zresztą bardzo dobra Polka, pomimo uwielbienia literatury francuskiej, z mężem żyła przykładnie, znosząc jego rubaszność z prawdziwie chrześcijańską rezygnacją i kochała sercem matki swoją jedynaczkę, dla której marzyła o jakiejś wielkiej i heroicznej miłości. Na mnie była bardzo łaskawą ze względu na pamięć mojej matki, której była wielką przyjaciółką i raczyła się nawet dopatrywać we mnie pod zwierzchnią szlachecką korą podobieństwa do niejednego ze swych ulubionych bohaterów romansów. Przekroczywszy próg salonu pospieszyłem ucałować z gracją podaną mi rękę, a obdarzony łagodnym nieco znaczącym pół-uśmiechem i lekką wymówką, żem tak długo nie był, zabrałem miejsce koło pani Bąbalińskiej.
— A wiesz pan — odezwała się po krótkiej przerwie — wyskoczył z wieży i rękę sobie złamał. — Kto taki? — zapytałem zdziwiony, nie pamiętając, że przed dziesięciu dniami przywiozłem jej z miasta parę najnowszych romansów, między któremi znajdował się sławny „Le roman d’un jeune homme pauvre“ Feuilleta.
— Któżby, jeśli nie szlachetny, bohaterski Maxime. O, gdyby moja Lodzia mogła być tyle szczęśliwą i napotkała w życiu takiego człowieka!