Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówić żywo, swobodnie i dowcipnie, krasić rozmowę niezwykłą fantazją, słowem panować całkowicie nad myślą swoją i językiem. Ona wciąż wesoła i żywa, dowcipna i nieco złośliwa, śmiała się, mówiąc — pełnym, dźwięcznym, srebrzystym śmiechem, który wypełniał całą naszą rozmowę i pieścił mnie nieokreślonem uczuciem błogości.
Po godzinie rozmowy byliśmy ze sobą jak najlepsi, najdawniejsi znajomi.
— Otóż to — myślałem sobie — co to jest towarzystwo kobiety z prawdziwie wielkiego świata, jaka łatwość w obejściu, jaka znajomość życia! Od razu odgadnie ona rozumnego człowieka, potrafi go ośmielić, zbliżyć i tak go postawić, jakby już był dawnym przyjacielem. Z naszemi parafiankami można rok cały czekać, żeby odebrać odpowiedź na pierwsze lepsze pytanie, a chcieć je poznać, lub dać się im poznać to i życie całe na to nie wystarczy.
Odchodząc prosiłem panią Sydonję o pozwolenie odwiedzenia jej czasami i otrzymałem przychylną odpowiedź, zapieczętowaną uściśnieniem ręki i uśmiechem nieodgadnionej treści.
Wyszedłem zupełnie oczarowany. To co czułem do tej kobiety, nie było wprawdzie jeszcze miłością a tem mniej platoniczną, ale była to już w każdym razie budząca się namiętność, gdyż wszystkie zmysły moje zostały owładnięte czarem jej piękności. Przeczuwałem tylko, że od tej chwili mogę się stać niewolnikiem lej kobiety, otoczonej