Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmysłową atmosferą upajającej woni. Porównywałem ją w myśli do jednego z mych ulubionych kwiatów, do tej wonnej a narkotycznej Datura fastuosa, o której Hoffman tak prześliczną napisał fantazję.
Nie będę tu opisywał przebiegu mojej dalszej znajomości z panią de Ponteiro, bo gdybym chciał dokładnie skreślić dzieje dni kilkunastu spędzonych przy jej boku, musiałbym osobno jaki trzytomowy romans napisać.
Życie moje upływało w ciągłej gorączce, zaabsorbowane przez dwie wielkie namiętności, namiętność gry i szaloną miłość dla tej kobiety. I któżby poznał wówczas we mnie rubasznego hreczkosieja, naiwnego Jana Stożka, platonicznego kochanka panny Leokadji, lub walczącego za ojczyznę szermierza?
Nie zostało we mnie wtedy ani śladu dawnego człowieka. Samemu mnie się zdawało, że zostałem nagle jakby przemieniony w inną istotę pod wpływem fantasmagorji złota i odurzających rozkoszy.
Grałem zapamiętale nietyle dla przyjemności gry ile dla samej wygranej, bo potrzebowałem nieskończenie dużo pieniędzy zarówno dla opędzenia mych zbytkowych potrzeb, jak dla dogodzenia wszystkim kaprysom tej czarującej, a niepojętej dla mnie kobiety.
Jakże mi się bowiem ona nie miała wydawać wówczas dziwną i niezrozumiałą, kiedy nieraz na