Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W niespełna pół godziny Robert był już na drodze, i choć nie mógł przypuścić nawet, ażeby przybycie pana Karola było w jakim związku z jego osobistemi stosunkami, cieszył się, że z kimś będzie mógł o Ruszkowie pomówić. Karol okazał mu tyle życzliwości, że zyskał sobie przyjaźń jego. Śpieszył poruszony mocno, konie kazał popędzać, i wpadł do austeryi, będąc pewien, że podróżnego zastanie w łóżku, gdy — ujrzał go w szlafroku wprawdzie, ale wcale nieuszkodzonego, i z twarzą, na któréj samo malowało się zdrowie.
— Cóż się to panu stało? — zawołał.... Czy posyłał pan po doktora?... Mamy tu właśnie poczciwego kolegę mojego, którego natychmiast sprowadzić mogę....
— Ale to nic! nic! wywróciłem się — potłukłem, rzekł Karol szybko. Nie mam zwyczaju żadnego nigdy używać lekarza — leczę się sam zimnemi okładami. Już mi jest lepiéj znacznie.... Nakuliwam tylko trochę na nogę. Serdeczniem wdzięczen, że pan przybyłeś....
I ściskał go, prosząc siedzieć....
Robert nalegał o Paciorkiewicza, Karol się bronił.
— Uchowaj mnie Bóże! woda zimna i homeopatya!
Ani jednego, ani drugiego nie był w istocie zwolennikiem pan Karol, ale w ten tylko sposób mógł