— Szeregowy Piguła! Czem trzeba być w wojsku, aby mieć pogrzeb z kompanją honorową i wystrzałami armatniemi?
— Nieboszczykiem, panie poruczniku!
Do słynnego rabina cudotwórcy w Górze Kalwarji przyjeżdża Abram Bieżuner, dzierżawca wielkich sadów owocowych pod Lublinem. Przywozi bogate prezenty i błaga rabina o sprawienie deszczu.
— Nie martw się, mówi rabin, jedź do domu, a po drodze otwórz parasol, bo zanim wrócisz — zacznie deszczyk kapać.
Abram Bieżuner pojechał z powrotem i otworzył po drodze parasol. Z początku kapało, a potem zaczęło lać jak z cebra.
Lało dzień, dwa, tydzień, drugi tydzień. Istny potop.
Na trzeci szabes przyszła depesza od cudotwórcy:
„Bieżuner, co słychać? Telegrafuj czy ma dalej padać”.
Z rozmowy: ...Ja proszę pana, jako ochotnik wtedy się zapisałem. Bo to było tak: ożeniłem się w lipcu, a wojna wybuchła w sierpniu. Ja, wie pan, spokój lubię, to poszedłem na wojnę...
Pitt, Klopp i Blummy siedzą w kawiarni. Klopp opowiada jakąś potężną historję. Najwybitniejsi łgarze całej kuli ziemskiej pękliby z zazdrości. Pitt i Blummy rzucali sobie tylko porozumiewawcze spojrzenia. Kiedy Klopp skończył, Pitt i Blummy zatkali sobie uszy dłońmi i zaczęli rozpaczliwie kiwać głowami. Wtedy Klopp rzekł: