Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obudzisz się rzeźka, a wszystko wydawać ci się będzie snem odległym.
Położyła się. Minął kwadrans. Osłabiająco, mdło pachniała glicynja, bajecznie-pięknie dźwięczała orkiestra w oddali, lecz mąż i żona nie mogli zasnąć i leżeli, obawiając się zaniepokoić jedno drugie, z zamkniętemi oczyma, starając się nieporuszać, nie oddychać, nie kasłać, i każde rozumiało, że drugie nie śpi.
Lecz naraz zerwał się on z łóżka i wyrzekł z przerażeniem — Helutka! A dziecko? A naraz dziecko?
Zwlekała i spytała bezdźwięcznie:
— Tybyś je znienawidził?
— Ja go nie znienawidzę. Dzieci wszystkie są prześliczne, sto razy ci mówiłem o tem i wierzę — nie tylko słowami, lecz całą duszą — że niema różnicy w miłości ku swemu czy obcemu dziecku. Zawsze mówiłem, że wyjątkowe uczucie macierzyńskie — prawie występek, że kobieta, która, pragnąc uratować swe dziecko od prostej febry, gotowa by była z radością zniszczyć setki obcych, nieznanych jej dzieci, — że taka kobieta jest potworną choć może być przepiękną, lub, jak mówią, „świętą“ matką. Dziecko, którebyś urodziła w takim wypadku, byłoby mojem dzieckiem, lecz, Helutko,... Człowiek ten, prawdopodobnie, przeżył w swem życiu tysiące podobnych przygód. Bezwątpienia poznał już wszystkie obrzydliwe choroby... Skąd wiedzieć... Być może, po-