Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Był w sztuce, pamiętam, i pater jeznita, tajemna sprężyna całego dramatu. Mówił sztucznie-drżącym głosem i wciąż śmiał się syczącym śmiechem teatralnego złoczyńcy. Potem był młody i szlachetny potomek starożytnej rodziny. Rolę tą grał aktor, ubrany w botforty, z ostrogami i w szarym kaftaniku, schowanym w spodnie huzarskie (jakiem się potem dowiedział, wszystkie rekwizyty i części kostjumów zbierane były na kilka dni przed przedstwieniem u ufających wielbicieli sztuki). Skutkiem intryg podstępnego patra, ktoś o coś rzucił oszczerstwo na szlachetnego potomka w butach na błoto i ściągnął na niego przekleństwo matki. Potomek żegna się ze swoją ukochaną, idzie do miasta i, przygnębiony rozpaczą, błąka się w lasach. Tam mimochodem zabija patra. W końcu, tęskniąc za ukochaną, idzie znów do miasta, i tym razem zjawia się przed publicznością obrośnięty włosami, w długiej bluzie, przepasanej sznurem, z nożem kuchennym w ręku. Zastawszy ukochaną w ramionach wiarołomnego przyjaciela, zabija obydwoje na miejscu przestępstwa. Prowadzą go do więzienia; przez drogę wygłasza jeszcze jeden monolog i, wyrwawszy się z rąk straży, rzuca się do rzeki, gdzie za nim natychmiast podąża i jego matka, która zbyt późno dowiedziała się o swoim błędzie. Masa krwi, długie monologi z przekleństwami, nazwiska cudzoziemskie, — słowem, rozdzierający dramat w guście trup prowincjonalnych.
Im dalej słuchałem, tym bardziej wzrastało we mnie jakieś natężone, przygnębiające uczucie