Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w piersi, że przegrał rządowe pieniądze. Ale Krukowski ostro spojrzał na niego, odepchnął i zawołał:
— Jedź lepiej do domu, bracie, a tu nie pleć głupstw!
Potem wszystkie wrażenia pomięszały się, w oczach ukazała się szara mgła — a następnie nic już nie pamiętał.
Gdy oderwane te fragmenty wspomnień budziły się w głowie Ałarina, on siedział na łóżku w jakiemś odrętwieniu i tępo patrzył w kąt. Dziwna ociężałość opanowała go całkowicie, lodowatym chłodem trwogi paraliżowała nerwy i odjęła możność myślenia. Był to stan, który można porównać ze snem ciężkim, kiedy człowiek czuje, że musi wstać, coś czynić, biec czy krzyknąć, ale język mu zdrętwiał, nogi nie mogą wykonać żadnego ruchu, a niebezpieczeństwo jakieś groźne zbliża się.... zbliża...
— Co to jest? — szeptał bezwiednie Ałarin, wpatrując się uparcie w jakiś daleki punkt nieruchomym szklanym wzrokiem. — Czyżby wszystko było stracone? I honor, i miłość, i wolność? Więc teraz na mnie, Aleksandra Ałarina, pięknego, eleganckiego Ałarina na którego z przyjemnością patrzyły kobiety — teraz każdy pisarczyk, każdy włóczęga ma prawo powiedzieć w oczy: — Złodzieju! Nigdy grosza niczyjego nie wziąłem, będąc dzieckiem nie wziąłem nawet kawałeczka cukru bez zapytania... Nie jestem złodziejem! nie jestem! Złodziej kradnie z potrzeby albo z lenistwa,