Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmierzchać, stał już za portjerą. Czekał może z pół godziny, wreszcie przyszła Zena i usiadła przy fortepianie. Lizy nie było dziś przy niej. Przez długi czas dobierała akordy, wreszcie zagrała huczną przygrywkę do „Erlkönig“ Schuberta i zaśpiewała. Nie skończyła jednak ballady, przerwała w środku i zaczęła walca C-moll Chopina.
Skończyła i siedziała przebierając w zadumie palcami po klawiszjach. Kasizpierow niechcący trącił drzwi, które skrzypnęły. Dźwięki ucichły odrazu. Widocznie Zena nasłuchiwała. Niepodobna było dłużej stać za drzwiami i Kaszpierow zdecydował się wejść do salonu.
Zena na widok człowieka, którego tak unikała, szybko wstała z miejsca.
— Przepraszam najmocniej... pewnie muzyką przeszkodziłam mu w zajęciach. Postaram się nie robić tego więcej.
I skierowała się ku drzwiom, usiłując wyminąć go jak najdalej.
— Niechże pani nie odchodzi! — zawołał z rozpaczą Kaszpierow, biorąc ją za rękę. — Czyż pani nawet przez chwilę nie może pozostać ze mną w pokoju? Niechże pani zechce zrozumieć, że wytworzyło się między nami jakieś niezrozumiałe, potworne położenie. Czyż pani sądzi, iż nie widzę tego, że gdyby nie Liza, która tak się do pani przywiązała, pani dawnoby już stąd wyjechała.
— Tak, nie myli się pan — odrzekła Zena, nie