Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrząc nań i wyrywając dłoń z silnej rozpalonej ręki. — Jeżeli jednak chciał mi pan to dać do zrozumienia, to można było nie taką okólną drogą...
— I znowu to samo! Chyba umyślnie nie chce mię pani zrozumieć — przerwał z przykrością Kaszpierow i kończył spiesznie w obawie, żeby mu nie uciekła. — Patrzy pani na mnie z uprzedzeniem, ale mogłaby jednak pani uznać we mnie tak zwykłe ludzkie uczucie, jak zamiłowanie do muzyki!... W czem tu pani widzi moją winę? Naprawdę... niech mi pani wierzy, jestem silnym człowiekiem, potrafię zgiąć podkowę, nie wiedziałem nigdy, co to są nerwy wczoraj jednak, stojąc pod drzwiami, miałem łzy w oczach... To nie do darowania, żeby mając tyle poczucia artyzmu, — odnosić się tak wrogo do mego zachwytu! Nie ma pani prawa odmawiać mi tej przyjemności... Zresztą to wszystko jest czemś sztucznem... to dziwnie nierealne...
Głos miał wzburzony. Zena bacznie, ciekawie spojrzała nań niewinnemi oczyma.
Nie, nie kłamał, Iwargi mu drżały, oczy pałały, nie była jednak w stanie pojąć jego uniesienia.
— Nie rozumiem pana — odrzekła chłodno i szybko wyszła z pokoju.
Istotnie było między nimi jakieś nieporozumienie.
— Co mi ta dziewczyna zadała? — irytował się długo jeszcze Kaszpierow. przewracając się z boku na bok w łóżku. — Co u djabła? Nie mogę o niczem innem myśleć tylko o niej? A może zakochałem się?...