Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A w czasie tego, na ołtarzu dokoła posągu Izydy, owiniętej czarną opończą krążyli kapłani, w świętem odurzeniu, z krzykiem podobnym do wycia pod dźwięki piszczałek i cytr.
Niektórzy z nich smagali się wielorzemiennymi batami ze skóry nosorożca, inni zadawali sobie krótkim i nożami w piersi i w plecy długie, krwawe rany, jeszcze inni palcami rozdzierali sobie usta, nadrywali uszy lub paznokciami drapali twarz. W środku tej szalonej procesyi u samych stóp bogini obracał się na jednem miejscu, z niemożliwą szybkością, pustelnik z gór Libanu w białośnieżnych, powiewnych szatach. Jeden ze starszych kapłanów stał bez ruchu. W ręce trzymał święty nóż ofiarny z oksydianu etjopskiego, gotów oddać go w tym strasznym ostatnim momencie.
— Fallusl Fallus, Fallus! — wołali obłąkani w ekstazie kapłani. — Gdzie twój Fallus, o boże jasny! Przyjdź i zapłodnij boginię! Pierś jej zżyma się od żądzy! Wnętrze jej niby pustynia w czasie letnich miesięcy!
I oto straszny, szalony, przejmujący krzyk na moment zagłuszył cały chór. Kapłani szybko rozstąpili się i wszyscy obecni