Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że opowiadają sobie coś pod sekretem lub plotkują.
Inne gryzonie zbierały ziarnka, wyrywały korzonki, znosiły do nor odłamki gałęzi.
Trzy duże, grube świstaki, baraszkując i mrucząc, zbliżyły się do chłopaka, stojącego nieruchomo.
Natychmiast mignęła w powietrzu proca, i wyrzucony kamień, gwizdnąwszy przeciągle, ugodził w okrągłą główkę zwierzątka. Upadło bez ruchu. Inne, spostrzegłszy nadbiegającego człowieka, uciekały całym pędem ku osadzie, złożonej z kopców wygrzebanej ziemi, gdzie były ukryte głębokie i zawiłe nory gryzoniów.
Rozległ się trwożny świst i polana opustoszała. Zwierzątka dały nura do swoich podziemnych skrytek.
Uwiązawszy do pasa ciężkiego świstaka, który dosięgał wielkości niedużego psa, ruszył Romek dalej.
Wpobliżu skalistych szczytów, pełnych zwalonych w nieładzie głazów, spotkał chłopak drugą osadę świstaków i, przyglądając się śmigającym wszędzie zwierzątkom, pomyślał:
— Nie zbraknie nam mięsa i skórek na ubranie...
Już chciał ruszyć naprzód, gdy nagle z poza