Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

godziny, z karabinem. Ja stanę pierwszy, po trzech godzinach obudzę ciebie. Zastąpisz mnie...
— Dobrze! — zawołał chłopak, ucieszony, że dorwie się nareszcie prawdziwego karabinu.
Na tem stanęło.
Romek poszedł do kabiny na spoczynek, Henryk zaś przechadzał się dokoła, słuchał i rozglądał się na wszystkie strony pilnie i bacznie.
Cisza niczem nie zmącona płynęła nad tem bezludziem. Tylko cicho chrzęścił żwir pod nogami Henryka.
O północy na czaty wyszedł Romek.
Noc, pierwsza noc w nieznanej, pustynnej miejscowości, przeminęła spokojnie.


Rozdział II.
Romek działa.

Do południa następnego dnia oczekiwały dzieci powrotu ojca i pana Rouviera. Nie przyszli jednak...
Starszy z rodzeństwa, Henryk, uspokajał siostrę i brata, wyrażając nadzieję, że, prawdopodobnie, poszukują większego miasta.
— Muszą, przecież, znaleźć benzynę i przywieźć ją do naszego obozu, bo inaczej nie wy-