Strona:Żywe kamienie.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mnich ukrył twarz w dłoniach i poczołgał się na kolanach do klęcznika.
„Tam, — przeor wskazał ręką ku górze, — ważyć będą na drugiej szali i winy goliarda. Położą na nią wszystko!... I tą dziewkę nagą. I te grosze, jakie mu ona wtykała w trzos. I, w onej hańbie, tę wielką zawsze pychę klerka. I te jego bluźnienia Rzymowi, a biskupom: że papieża Plutonem obezwał, dzierżcą niby piekielnym, a biskupów za „capita cornuta“ opisał. I te pieśni jego na cześć Bakcha i Wenery. I te śpiewki sprośne o wdziękach kobiet i dziewcząt. I te najplugawsze: o powabach chłopiąt. I te wszystkie księgi kradzione przezeń po klasztorach. I wzgardzoną niegdyś sutannę. I szarganą w poniżeniu a hańbie szatę klerka.“
„Och!“... — jęknął mnich pod tych brzemion śmiertelnych wyliczeniem.
„Co więcej rzekę-ć, bracie furtjanie: — nawet te liche grosze, jakie goliard niegdyś otrzymywał od oświeconych za one pieśni, które ubogaciły serce człowieczeństwa, — nawet te liche grosze położyć mają — ponoć! — również na tę drugą szalę. Bowiem powiada najwymowniejszy ojciec kaznodzieja, dominikanin, Berchtoldus: „Kto im grosz daje, w grzechu daje; a co w grzechu dane, na potępienie tych dusz obróci się w dzień Sądu Ostatecznego!“
„Och!“ — jęczy mnich w klęczniku.
„Przeważy, bracie furtjanie, ta szala druga. Przeważy niechybnie! — nie pomogą tu i nasze pacierze... W tej chwili ostatecznej może już tylko