Strona:Żywe kamienie.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ona — (przeor wskazał na obraz nad klęcznikiem), — może ta Ucieczka nędz ostatnich, sponiewieranych Matka boleściwa, a igrców Orędownica przed Bogiem jedyna, — może Ona to właśnie zwróci goliardowi votum jego... I położy na szalę pierwszą — gęśle poety“.
Mnich runął przeorowi do nóg. Lecz on podjął go natychmiast. „Powtórz, — rzecze, — to wszystko braciom, aby godnem sercem franciszkanów przyjęli tu dziś mdłych braci naszych ze świata“.
I wyprowadził mnicha za celi próg.
„Joculatory?!... — wybiegają za furtjanem po korytarzach wszystkich, dygocące aż w gardłach, ciekawości mnisze. — Czy aby przeor na igrę pozwoli?!... Opat benedyktynów, powiadają, pobłaża czasami“.
Z palcem na ustach, a drugą dłonią na piersi, przemykał się po korytarzach plotkarz klasztoru.


Podwójnym szeregiem od furty ku wrotom kościoła ustawili się igrce i żaki wędrowne.
Gdy goliard pozostawił ich był na gościńcu, oddaliwszy się w żarliwej rozmowie z onym człekiem z za gór, który mu tyle opowiadał o wielkim mistrzu tamtych stron, — towarzysze czekali nań cierpliwie, rozbiwszy obóz cyganów w najbliższym gdzieś lesie. A niedoczekawszy się jego, gdy skoczka zaniepokojona pobiegła za kochankiem, postanowili szukać i oni. Pobłąkawszy się po okolicy, pod sam wieczór,