Strona:Żywe kamienie.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego słowo jest jak dzwon, duch jak Pawła apostoła, a ton nie gęśli, lecz organów...
„W czyscu i piekle był za żywa duszą jasnowidzącą“, — kończył w zamyśleniu.
„Nad czem to się utrapia pod kapturem!“ — dziwi się w duchu dziewczyna, spoglądając nań mimowoli z zezem politowania.
Ale, gdy to i owo z księgi mistrza opowiadać jej począł, zaciekawiła się niebawem tak bardzo, że oto już nie na kamieniu przy nim siedzi, lecz na ziemi. Ramiona splotła na kolanach jego, zapatrzona weń w tej chwili jak w tęczę: — że mądry jest i wszystko wie! — Oderwały się na chwilę jej myśli od siebie samej; jęły się błąkać po świecie.
Nagle, dotykając jego ręki, rozpytuje potulnie:
„Powiedz... te nimfy? Są li jeszcze prawdziwe na świecie? choćby tam — za morzem?“
Aż się goliard żachnął rozczarowany: „Złożyła-ż i w to nawet swe jaje!“ — A głośno parsknął tylko:
„Kobieta!..“
Przytuliła się doń, cała rozpromieniona wdzięcznością za to słowo. „Nie satana przecie!“
„Nie trzeba i djabłu pomocnic lepszych!“
Ale gdy się myśl kobieca czego uczepi, nie prędko daruje ciekawościom swoim. Niechże jej tedy opowiada, co wie o tych nimfach: — jakie one były z siebie? (czy ładne nadewszystko?) i czemu ich dzisiaj już nie ma, skoro dawniej były? — Na wygodzenie tym naprzykrzonym rozpytywaniom powiada jej — ot, by rzec cośkolwiek, — że po łąkach nad