Strona:Żywe kamienie.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc ona popłacze nieco dla podjudzenia w nim tych pomstliwości. Poczem ciągnie go za obie ręce, sadza przy sobie na kamieniu.
„Nie zostałeś w klasztorze?“ — pyta o rzecz tak oczywistą.
„Mm!“ — nie raczy nawet odpowiedzieć słowem.
I gwałtownym ruchem wyrywa jej coś z ręki. Badawczo rozkłada to przed sobą.
„Kapelusz, — mruczy, — z czterema rożkami... Widział to kto coś takiego!“
Ta całkowita jego ignorancja w rzeczach stroju przejęła kobietę tak głębokiem oburzeniem, że ucięła znagła wszelką jej potulność z przed chwili. Obezwała go głupim, powiadając, że się na niczem nie zna. — „Toć to czapka! potrzebna do sukni.“
„To suknia, to kapelusz!.. A każda przy niej szmatka bardzo potrzebna i ogromnie ważna. Takie to wasze, kobiet, czarnoksięstwo nad naszemi głowami“.
„Czapka!“ — poprawia go dziewczyna z uporem.
On tymczasem zwiesił głowę w nagłem zamyśleniu:
Zełgane było wszystko, co opowiadała mu przed chwilą! Poprostu burmistrz, spotkawszy rybałtkę z kapeluszem na głowie, pociągnął ją na ratusz do podatku i do zapisania w grodzkie księgi nierządu. Na taką jawność już przyszło! Opiszą ją niebawem po wszystkich grodach, — a jego za pomocnika w tem jej rzemiośle... Zaś to odziewku potarganie tak gwałtowne? Kto zgadnie, gdzie ryba w wodzie bywała?..“