Strona:Żywe kamienie.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy niekiedy zawtórzy mu z oddali Arcypoeta sam w żaków chórze:

Factus de materia
cinis element
i,
similis sum foli
o:
de quo ludunt vent
i...

I ten chorału spazm:
nunquam permanenti!..“


Idzie mnich na wędrowanie dalekie, za morze, ku Ziemi Świętej. Nie z dobrawoli pielgrzymi brat i nie za pobożnych myśli przewodem. Wiodą go w światy, ni te topielice w wody wielkie, one dwie: Sintgunt, wędrownica gościńców, i jej towarzysza Saga...
Gdy rybałtów tabór w mgławej poświacie dotarł nad urwę gościńca, w łęku między borami, i zakłębieniem mar czyścowych (zdało się mnichowi) zaroił się tam w górze, — księżyc nie opierał się o przełęcz, nie zamykał przepaści, lecz, umniejszony kształtem i jaśniejszy barwą, płynął jak w chmurze w mglistej otoczy.
W czem ledwie się rozejrzawszy, daremnie mnich powieki przecierał: — już i śladu nawet nie było po wagantach.
Pochód ich cały runął snadź na tamtą stronę: — w przepaść świata i czasów, — właśnie jak ten strącony chór człowieczeństwa!..