Przejdź do zawartości

Strona:Żywe kamienie.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gburny i dufny, któremi pomiatają wzgardliwie panowie — są tam w wielkiej estymie i osłonie. Żonglerom wszystkie tam pieśni wolne... Duch tam króluje, a wielkość rządzi i oświeca.
Tak wynurzają się żaczki przed rybałtkami. Młodzież, w życiu świeża, nie umie jeszcze wymiarkować granic kobiecego rozumu i zaciekawień. I owo, ,Muzą’, ,duchem’ i ,oświeceniem’ atakować zechce każdą.
„Mhm!.. mhm!.. mhm!“ — za jedyne żakom przytakiwania słychać było tamtych kobiet chrząkania maciorne.
Tak się skończyła przyjaźń żaczków z nieszpetnemi paniami. „Głąby zielone!“ — myślą o nich kobiety.
Ciężka głupota kobiet lekkich musi poczekać aż młodzież zchytrzeje lub zgnuśnieje duchem do damskiego towarzystwa.
Pierwsza iskra pychy klerków zatliła się w urazie żaczków. „Non des feminae animam tuam“, — szepczą do się, zdobywszy osobiście tę wstępną mądrość życia.
„Wrócicie do nas!“ — myślą rybałtki.
Wiadomo: kto żaczkiem od waganctwa rozpoczął, temu mierznąć będzie zawsze życie stateczne; ten do goliardowej familii i ze szkół, jak do rodziny, powraca. A choć, w skrusze, znów przez roczek jaki fałdów w szkole przysiedzi, aliści zwieje znowuż na gościńce, — żak wędrowny! Kościół biskupa mieć z niego nie będzie. Bo nad szkoły i kościoły milszą mu