Strona:Żywe kamienie.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc się zdrzemnął, uspokojony. Alić po chwili znów mu się rozwiera ta jedna źrenica niepewna.
„Strzyga?!..“
Popatrzy uważniej okiem drugiem. Na progu ukazał się — zjaw chyba skoczki, — bo, choć lico jej niby, postać zgoła już inna.
Ani tak czarodziejska różdżka nie odmieni kogo, ani tak wieszczki upięknić nie zdołają, jak te odmieńce wymyślnych swych strojów, — kobiety, — potrafią się same przeinaczyć, odnowić oczom ludzkim, odświeżyć pożądaniom!.. Wyszła z izby rybałtką bosą, wróciła zaklęta w dziwo strojne... A jeszcze takiego stroju nie widziała chyba i wieszczka nawet żadna, by one krągłości niewieściego kształtu nie osłaniały się powłóczyście, oczom na domysły, lecz wypychały się niesromnie w obciągłość szaty, przylegającej do ciała samego.
Z pode łba spogląda na nią goliard.
Żonglerów twarze rozbłysły tymczasem; smakują ich oczy, aż strapione tem, że takiego stroju nie widziały jeszcze... Czyżby?!.. Więc poczną szukać w pamięci, przypominać królów wszelakich ziemie i miasta. Komuż bo wiedzieć, jeśli nie im, wagantom, którzy na to tylko oczy po świecie roznoszą, by patrzały na rzeczy dziwne i piękne; a więc i na te motyle i kwietne powaby, jakimi kobiece stroje cieszą oczy i mnożą samą ochotę życia? Kto wreszcie pierwsze wieści o nowych strojach roznosi po świecie, jeśli nie oni, żonglerzy? z tą ciekawością opadają ich wszak nade-