Strona:Żywe kamienie.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko kobiety po miastach. — Jakże więc zapomnieć! — wyrzucają sobie.
Już! już wie któryś z nich. Ten strój najnowszy hen, skąd idzie? — aż z Polski!.. Od tatarów wzięli Polacy to troczenie kobiet; tylko, co u tamtych jak siodło na kobiecie się wydaje, u nich dwornością miłą i powabem się stało. A zwie się ta szata wymyślna: — suknia!
Gdy od Polek do niewiast cesarstwa przeszła moda ta, na chwałę „suckenie gar feyn“ rozbrzęczały wraz harfy śpiewaków niemieckich. Ba, i za Renem przytrafiło się słyszeć któremuś z wagantów wielojęzycznych:

Nulle robe n’est si belle
que sorquenie à demoisell
e.

I prawdziwie, — gdy stary strój kobiety jak z kamienia lub drzewa ciosanemi czyni, za topole uwysmukla, ten nowy w foremność niewieściego kształtu je toczy i umila zdrobnieniem postaci, że zwrotna jak ten ptak na gałęzi zda się kobieta cała, — a każda w niej panną będzie.
Tak rozważali żonglerzy, karmiąc dosytnio swe oczy dziecinne.
Suknia jest alcheruntowa, — zapamiętywali tedy uważnie, — barwy maku, w popielicowych obłogach, na jędrnych piersiach białą wstążką krzepko zmotana i w pozłociste bajorki szyta. Zwinności przydaje i krótkość szaty, a i te chobotki niewieście, — że jakaś szparkość tupotliwa bije od postaci