Strona:Żywe kamienie.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowa herolda rozlegać się potem jęły, jakby błyskawica i grom razem rozdarły nad nim czeluście przerażeń. I oślepiły, zagłuszyły człeka odrętwieniem hańby.
„Tę zelżywość nikczemną o jakowejś tam dworce djabeł chyba spłodził, by króla łoże przed ludźmi osłonić! Za rapt dziewczynie zadany karze prawo zamknięciem w chlewie i karmieniem z wieprzami: — oto między jakie sromotniki domieszano mnie! Już mnie tam na rynku wystawiono pod pręgierz, zanim zbiry pochwycić zdołały.
„Dają tam miłość nawet moją na tak żałosne pośmiewisko śród towarzyszy samych! Któż bo z rycerzy w pannie się kocha?! Ku czemu tu duszę przyłożyć? i o co? Gburów to najbardziej nieoświeconych afekty, mieszczan i żydów rzecz, łasić się na mdłe miody dziewictwa. Najżałośniejszy tylko z rycerzy, który żadnej mężatce spodobać się nie potrafił, przyłasza się na ten koniec do panien. Kiedyż to żongler jaki romans o pannie opowiadał? lub opiewał ją trubadur jaki?... Więc i miecz mój nawet ośmieszyli, — że się w onej zwadzie na zamku podjął — o pannę, powiadają!
„Ale mojej prawdzie język i przed kaźnią już pono wydarto, bo wszak sama Pani to była, w osobie własnej! Więc tylko wasza łeż o tej dworce głosić się będzie, kabał dworskich stroiciele! Hańbę i pośmiewisko zgotowaliście mi i przed pręgierzem samym! Zasię mnie milczenie już pono pozostaje tylko — i pod mistrza łapą na kole.“