Strona:Życie tygodnik Rok II (1898) wybór.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podumał chwilę, wreszcie zaczął:
— Jak niebożyczka matka umarli, to już temu bedzie... kieloż bedzie?... chyba śtyrdzieści roków... A jak ja się ożenił, to bedzie... kieloż będzie?... może trzydzieści pięć roków, abo i więcy... to wiecie bez cały ten czas nima ani jednego dnia, cobych se pedział: Chwałaż ci, Panie Boże!... ino cięgiem idą fale na człeka, jedna za drugą, bezustanku. Jak nie to, to to, a zawdy musi cosi gryźć...
— To dziwne! — rzekłem, patrząc w dopalającą się głownię.
— Najwięcej kłopotu, toch miał z babą... Bo to chore było od czasu i do niczego. Haw się obertniesz, to ona już stęka... Co ja z nią przeszedł — moiściewy — toby na wołowy skórze nie spisał. Do dzisiednia takie mam utrapienie. Ciągle mi poza uszy tyrcy i suści, a sama swija się koło pieca. Już­‑ech se nieraz pedział: Czy mnie Pan Bóg lutościwy pokarał, czy co?... No, ale cóż mizerny człeku poradzisz przeciwko wyrokom boskim... Jaki kij wziąłeś — takim się podpieraj...
— Nie inaczej! — potwierdziłem.
— Dość jedne biedy — ciągnął. — to druga na mnie przyszła... Prawowali mnie brat i siostra, każde o swoją część. Wybrali przedtem, co chcieli, a potem padają, że im się wypłat patrzy. Ja też padam: kie sie wam patrzy, to się prawujmy!... Juści ciągło się to prawo cosi bez dziesięć roków. Co przyszedł wyrok na moją stronę, to go zwalili rekusem, i tak zawdy. Jaże na ostatku oni przepchali i nakładli mi telo kosztów, coch musiał znowu bez dziesięć roków spłacać. Co ja podżył bez cały ten czas, to ani, ani wypedzieć nie zdolę. Takie to życie nasze kochane... że człek se nieraz powie: Lepiej być parobkiem u ostatniego gazdy, niźli pierwszym gazdą we wsi. Bo parobek, jak zrobi swoją robotę, to się o nic nie tróbuje i wyśpi się ślebodnie, a gazda musi se łamać głowę