Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tysiąckroć nie przenikał uroku tej duszy. Dziś była jeszcze raz inna. Nigdy nie udało mu się dostrzec podobnego wyrazu ust, które chwilami rozchylały się w ledwie wyczuwalnym oddechu-westchnieniu. Nigdy jeszcze nie spoczywała tak w jego obecności, bezwładna, w sennem zapomnieniu.
— Rito, czy ty śpisz — zapytywał w swojem najcichszem pomyśleniu i lękał się, że na jego wezwanie nagle otworzy oczy i spojrzy nań — wówczas w jednej chwili przełamie się czar i moc tajemnicy. W tej samej minucie zakończy się między nimi milczenie — trzeba będzie mówić... Bał się słów, bo czyż da się wypowiedzieć to, co ich wiąże i co ich od siebie odpycha? Jedno słowo może zabić urok wszystkiego co jest... Podziwiał wagę i mądrość milczenia, ono jedno zastąpi człowieka i dopomoże, gdy staje bezradny z całem bogactwem swej mowy, urobionej przez pokolenia poetów i zszarganej, znieprawionej, ośmieszonej w bezmyślnej gwarze uniesień miłosnych. Jakże mądrą była Rita, że od początku nie chciała mówić! Niechże milczą dalej, niech milczą do końca...
Wtem Rita spojrzała na niego. Te oczy zdawały się patrzeć naskroś niego kędyś w dal, jakby go tu całkiem nie było lub jakby był niczem, potem zapaliła się. w nich nienawiść, potem wyniosła, obrażająca pogarda. Odtrąciła go okrutnie, brutalnie i znowu przymknęła powieki, opadły ciemne rzęsy i podkreśliły bladą, białą twarz wyrazistą cechą bólu i tragizmu. Zadrgały usta i dwie łzy zaperliły się u po-