Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowskim, co założył biuro kredytowe? Co to na dwieście tysięcy stuknęli?
— Ew, jak ty się wyrażasz?
— Ach, moja droga, czyż to nie wszystko jedno!... Otóż wyobraź sobie, że siedziałem razem z tym Miszczakowskim. To jest głowa! No! Spryciarz pierwszej klasy. Niczego mu nie udowodnią. Każdziutki szczegół opracowany. Faceta już szósty raz biorą i zawsze się wykręci. Adwokatem mógłby zostać: cały kodeks karny i procedurę na pamięć umie. Nic mu nie zrobią. Kryty jest na wszystkie boki.
Mówił to z takim ożywieniem, że graniczyło to niemal z podziwem. Bogna w pierwszej chwili nie mogła się w tym zorientować, lecz stopniowo zaczął ją ogarniać przestrach. Nie poznawała Ewarysta. Był to inny człowiek. A może nie inny, może ten sam, tylko odsłoniła się teraz jego prawdziwa istota?... Nie, nie, to byłoby okropne. Po prostu ma słaby charakter, zbyt łatwo ulega zewnętrznym wpływom. Kilka dni, spędzonych wśród zbrodniarzy odbiło się w jego niebezpiecznie przewrażliwionej psychice. Ale to minie, musi minąć. Trzeba, by uprzytomnił sobie potworność swego stosunku do tamtych rzeczy, trzeba mu pomóc w otrząśnięciu się z brudnych naleciałości. Przecie wierzyła, była przekonana, że z gruntu jest dobrym chłopcem, że główną jego winą jest lekkomyślność i jakaś dziecinna chciwość życia. A reszta — to złe okoliczności, warunki zewnętrzne. Trzeba go wychowywać jak dziecko, trzeba nad nim czuwać...
— Taki Miszczakowski nie zginie — ciągnął Ewaryst — gdybym go wcześniej znał! Fiuu!... Wiesz, że można było tak całą rzecz ułożyć, że i przez trzy lata niczego by