Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szona wezwała lekarza, a od niego dowiedziała się Bogna, że ma zostać matką.
I nagle zmieniło się w niej wszystko. Opanowała ją jakaś nieludzka radość. Już nie myślała o rozwodzie. W jej życiu powstała rzecz większa, cel przesłaniający sobą całą resztę. Jakaż była teraz spokojna i szczęśliwa.
— O krok, o jeden krok — myślała — byłam od popełnienia fatalnego błędu. Od zbrodni! Bo pozbawienie dziecka rodzinnego domu, pozbawienie ojca, to zbrodnia. Cóż znaczy ta przelotna miłostka Ewa?... Nic. Trochę moich łez. A dziecku nasze rozejście się sprawiłoby niepowetowaną krzywdę.
Zresztą po cichu żywiła nadzieję, że wiadomość ta poruszy również Ewarysta. I nie zawiodła się. Nie zdążyła mu wszystkiego powiedzieć do końca, gdy krzyknął:
— Co ty mówisz!? Zaraz przyjdę — odłożył słuchawkę i rzeczywiście w pięć minut był w domu.
Podniecony i rozczulony wyściskał Bognę. Nawet zaczął coś przebąkiwać, że nie zawsze był dobrym mężem, że ma już taką złą naturę, że trzeba mu wybaczyć miękkość charakteru, że sam Bóg go upomina, że wreszcie taką okazję należy oblać.
Przez kilka dni wracał do domu, sprowadził masę broszur o ciąży, karmieniu, o wychowywaniu niemowląt, wezwał dwóch najznakomitszych ginekologów, którzy orzekli, że ciąża rozwija się normalnie i zalecili Bognie wyjazd na kilka miesięcy na wieś.
— Oto mądra myśl — ucieszył się Ewaryst — pojadę z tobą.
— Ależ twoje obowiązki! Zresztą, ja mogę zostać w Warszawie — perswadowała.