Przejdź do zawartości

Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmęczony jestem — narzekał.
— Chętnie ci pomogę — ofiarowała się, jak zawsze.
— Co ty tam w tym rozumiesz — wzruszał ramionami również jak zawsze i jak zawsze oddawał jej całą robotę.
W ten sposób przygotowywała dlań wszystkie kwartalne sprawozdania Funduszu, ważniejsze decyzje w sprawach z udzielaniem większych kredytów samorządom, artykuły do pism fachowych, raporty do ministerstwa i t. p. Robiła to z prawdziwą radością, wiedząc, że przyczynia się tym do ufundamentowania jego kariery. Nie miała też doń żalu za to, że nigdy nie okazał jej wdzięczności za te prace. Przecie wiedziała, jak bardzo cierpi jego ambicja na korzystaniu z jej pomocy. Zastanawiała się nawet, czy nie lepiej będzie, gdy mu zostawi możność samodzielnego załatwiania tych rzeczy, ale po kilku próbach przekonała się, że Ewaryst nie umie sobie dać rady, że jego opracowania mogłyby go tylko narazić na przykrości, jeżeli nie na śmieszność. Tym bardziej starała się pomniejszyć w jego oczach swoje zasługi. Często umyślnie telefonowała w ciągu dnia doń do biura, by dowiedzieć się, czy nie ma jakiejś poważniejszej sprawy. Wyciągała go wówczas na rozmowę i w najdelikatniejszy sposób podsuwała takie rozwiązania, które wydawały się jej słuszne.
Referat cementowo-cegielniany wymagał rzeczywiście dużej pracy, lecz opłacił się znakomicie, gdyż na zjeździe wybrano stałą komisję porozumiewawczą, a Ewarysta powołano na jej przewodniczącego z dość wysokimi dietami.
Ich dochód wynosił w sumie około czterech tysięcy