Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swymi pieszczotami. A jednak nie umiała wyrzec się ich i płakała z rozkoszy i ze wstydu.
I znowu mijały miesiące, nie przynosząc żadnych zmian na lepsze. Mijały na daremnym oczekiwaniu, na upokarzających zaniedbaniach i jeszcze bardziej poniżających przypomnieniach ze strony Ewarysta. Od czasu do czasu przysyłał Bognie kwiaty, lub przynosił podarek, najczęściej coś z biżuterii. Usiłowała dopatrzeć się w tym jego przywiązania, przyjaźni, serdeczności lecz przeczuwała jedynie jego intencję zadośćuczynienia, wynagrodzenia, zapłacenia jej krzywd, o których wiedziała i tych, których się domyślała.
W tym czasie Ewaryst został zaproszony do rad nadzorczych kilku wielkich przedsiębiorstw budowlanych. Był bardzo z tego zadowolony i twierdził, że odegra w przemyśle krajowym odpowiednią dla siebie rolę. Bogna rozumiała doskonale, że zaproszenie to wynikało wyłącznie z racji zajmowanego przezeń stanowiska dyrektora Funduszu Budowlanego. Tym niemniej podsycała jego ambicje w tym kierunku. Po pierwsze członkowstwo w radach nadzorczych dawało pewien dochód, a poza tym miała nadzieję, że Ewaryst zająwszy się pilniej poważnymi sprawami, łatwiej da się odciągnąć od swego dotychczasowego trybu życia. I tu jednak czekał ją zawód. W pierwszych dniach przynosił do domu pliki wykazów statystycznych, dzienników ustaw, bilansów i sprawozdań. Zamykał się w gabinecie, wyłączał telefon i wertował. Przyjął nawet na siebie — jak mówił — ciężki obowiązek twórczy opracowania referatu o porozumieniu między kartelem cementowym i syndykatem cegielń, lecz już po tygodniu zupełnie się zniechęcił.