Spokój Boży/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Spokój Boży |
Wydawca | Przegląd Tygodniowy |
Data wyd. | 1903 |
Druk | Drukarnia Przeglądu Tygodniowego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | M. M. |
Tytuł orygin. | Guds Fred |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wysoko, na otwartym grzbiecie wiatrakowej góry, na zielonem tle lasów, wznosi się biały wiatrak o czarnych śmigach. Jest pierwszym w okolicy, nigdy mu wiatru nie braknie, jest zarazem morskim znakiem daleko, daleko na fiordzie.
Do młynarza należy część wzgórza, aż do miejsca, w którem zaczynają się publiczne ogrody. Od strony północnej ziemia leży odłogiem, — ale południowy stok uprawiono, użyźniono i oparkaniono. Młynarz był uczniem założyciela tych ogrodów. Walczył z wiatrem i zimnem, postawił ochronny płot od strony zachodniej, pomieszał piaszczystą ziemię wzgórza z tłustym, z trudem zwiezionym czarnoziemem, póty uprawiał i polewał, kopał i grabił, póki nie ujrzał wiśniowego ogrodu w rozkwicie.
Przypominam sobie szacunek, połączony ze wstrętem, z jakim się mieszkańcy miasta o młynarzu wyrażali. Podziwiano jego działalność a nie cierpiano rubaszności i dziwacznego obejścia. W kontrakcie, spisanym między nim i miastem, zastrzeżono wolny wstęp dla tych, którzyby z pięknego korzystać chcieli krajobrazu. Pomimo, że nigdy zwiedzaniu nie przeszkadzał, mieszkańcy miasta nie czuli się swobodnymi na jego terytoryum. Trzymano się zdala od jego domu i ogrodu. Nawet nieustraszeni chłopcy zostawiali w spokoju sławne w jesieni młynarzowe jabłka i gruszki. Krążyły złośliwe pogłoski; opowiadano, że tyranizował swą młodą, piękną żonę, córkę dzierżawcy poblizkiej wsi. Pogłoski te powstały dlatego, że żona młynarza samotne prowadziła życie, co według zdania towarzyskiego ludu, bez przymusu dziać się nie mogło. W każdym razie, pogłoskom tym dodała siły nagła śmierć młodej kobiety, w kilka tygodni po urodzeniu córeczki. Młynarz nie przyjął ani mamki, ani niańki, lecz sam, ze swym pomocnikiem dziecinę wychowywał. Miała dwa lata, gdyśmy miasto opuszczali; codzienne odbywałem do młyna spacery i przyglądałem się często z lękliwą ciekawością, gdy ją obwoził garbaty pomocnik młynarza w wózku, zwyczajnej skrzyni na czterech kołach.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W tych dniach wschodnie mieliśmy burze. Podziwiałem wspaniały widok wzburzonego fiordu, przysłuchiwałem się odgłosom burzy, szumowi fal o kilka mil oddalonego morza.
Młyn stał na dawnem miejscu, lecz śmigi się nie poruszały. Pomyślałem: — młynarz zmienił się na stare lata — podczas burzy młyna w ruch nie puszcza. Lecz i dziś przy łagodnym wietrzyku, szumiącym przez las, młyn również odpoczywał. Wiatr szarpał przytwierdzone skrzydło a wesołe, uśmiechnięte słońce przeglądało się w szpągach śmig. Wiatrak i słońcu nie dał się obudzić. A najdziwniejsze: — o jedno ze skrzydeł oparta młoda stoi dziewczyna w obcisłej niebieskiej sukni, — stoi tak spokojnie, jakgdyby żadne niebezpieczeństwo nie było możliwem, z rękoma skrzyżowanemi na piersi, patrzy w dal na roztaczający się przed nią krajobraz. Nie słyszała mię.
Jak zaczarowana królewna marzyła u nóg śpiącego wiatraka. Wróciwszy do domu, zapytałem w przejściu gospodarza, czy stary młynarz mieszka jeszcze na górze. Tak — w rzeczy samej, mieszka tam jeszcze.