Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom I/Pycha/Rozdział XVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Gerald zastał pana de Ravil w swojem mieszkaniu i przyjął go z lodowatą obojętnością, która przecież wcale nie zmieszała tego bezczelnika.
— Jakiemuż zdarzeniu przypisać winienem zaszczyt odwiedzin pańskich? — rzekł Gerald sucho, pozostawszy na środku pokoju i nie wzywając wcale pana de Ravil, ażeby usiadł.
Ostatni, mimo tak zimnego przyjęcia, odpowiedział spokojnie:
— Mości książę, przychodzę panu zaproponować wyborny interes.
— Ja, panie, nie robię żadnych interesów.
— Zależy to od interesu!
— Jakto?
— Chcesz się książę ożenić?
— Mój panie — rzekł Gerald z dumą — takie pytanie.
— Pozwól, mości książę, przychodzę w pańskim interesie, a tem samem i w moim. Bądź pan przeto łaskaw wysłuchać mnie, wszakże nic pan na tem nie stracisz! proszę tylko o dziesięć minut posłuchania.
— Słucham pana — rzekł Gerald, którego ciekawość pytaniem: chcesz się książę ożenić? podnieconą została. Było to właśnie zapytanie, zostające w dziwnym związku z rozmową, jaką Gerald dopiero co miał ze swą matką.
— Pytam zatem powtórnie: chcesz się książę ożenić? Muszę przedewszystkiem usłyszeć odpowiedź pańską, zanim dalej mówić zacznę.
— Ale, mój panie... ja...
— Ah! proszę mi wybaczyć, zapomniałem zapytanie moje należycie określić. Otóż: Czy książę chcesz ożenić się niesłychanie bogato?
— Czy pan de Ravil ma kogo na wydaniu?
— Należy sądzić.
— Wszakże pan jesteś kawalerem, człowiekiem ze wszech miar odznaczającym się, czemuż tedy sam się nie ożenisz?
— Mój panie, ja nie mam majątku, moje imię nie jest znakomite, a podobno nawet i niebardzo pochlebnie ludzie o mnie mówią; przy tem wszystkiem jestem brzydki, nieprzyjemny i często uchybiający; słowem, dla mnie niema widoku zawarcia podobnego związku. Pomyślałem więc o panu, mości książę.
— Jestem panu bardzo wdzięczny za tę wspaniałomyślność; lecz zanim postąpimy dalej, pozwól mi pan uczynić sobie dosyć delikatne zapytanie. Nie chciałbym dotknąć drażliwości pana; wszakże to pan pojmujesz.
— Rzeczywiście, jestem charakteru dosyć drażliwego...
— Właśnie, myślałem już o tem w połowie. Oto! jaką cenę położyłeś pan za swoje wspaniałomyślne zajęcie się moim losem?
— Żądam tylko półtora procentu od posagu — odpowiedział cynik śmiało.
A gdy Gerald nie był w stanie ukryć wstrętu, jaki w nim obudziły te słowa, de Ravil dodał obojętnie:
— Zdaje mi się, że ja panu naprzód powiedziałem, iż tu miała być mowa o interesie?
— Prawda.
— Więc dlaczegóż mamy używać rozmaitych korowodów i obrotów, zanim przystąpimy wprost do rzeczy?
— Bezwątpienia, jest to wszystko zbyteczne — odpowiedział Gerald, zadając sobie pewien przymus — dlatego też powiem panu bez ogródki, że to potrącenie półtora procentu od posagu wydaje mi się dosyć taniem.
— Nieprawdaż?
— Niezawodnie, ale powinienbym jeszcze wiedzieć, z kim mnie pan ożenić zamierzasz, i jak sobie poczniesz, ażeby mnie ożenić?
— Mości książę, jesteś pan wielkim miłośnikiem łowów?
— Tak, panie.
— Znasz się pan dobrze na nich?
— Zupełnie.
— Więc, jeżeli pański wyżeł wytropi zwierzynę i stanie do niej, Wszakże już tem samem uczynił zadość swemu obowiązkowi? reszta zależy od oka myśliwca i szybkości jego strzału.
— Jeżeli pan przez to chcesz rozumieć, że powiedziawszy mi tylko: ta lub owa, bogata panna jest na wydaniu, jużeś zarobił swoje półtora procentu, to...
— Pozwól, mości książę; zanadto jestem uprzejmym w interesach, ażebym miał panu czynić podobną propozycję; słowem, ja panu ręczę, że ci zapewnię położenie wyborne, nieomylne, i dla każdego innego nieprzystępne; resztę zaś dopełnią udzielone panu od natury zalety, i jego znakomite imię.
— To zaś położenie?
— Czujeszto zapewne, książę, że nie jestem tyle nierozważnym, ażebym panu miał odkryć mą tajemnicę, zanim pan dasz swoje słowo, jako człowiek honoru, i ażebym...
— Panie de Ravil — odpowiedział Gerald, przerywając temu nędznikowi, którego miał wielką chętkę za drzwi wyrzucić — żart ten zbyt długo się już przeciągnął.
— Jaki żart, mości książę?
— Pojmujesz to pan zapewne, że ja poważnie propozycji pańskiej traktować nie mogę. Ażebym ja się pod pańską żenił opieką, doprawdy, toby było zanadto śmieszne.
— Więc pan odmawiasz?
— Mam tę zuchwałość.
— Zastanów się mości książę, pomyśl co powiedział Talleyrand...
— Czy pan często cytujesz Talleyranda?
— Jest on moim mistrzem.
— I niemały to zaszczyt dla niego... Ale słucham, co ten wielki dyplomata powiedział?
— Słuchaj pan: Nie należy ufać pierwszemu wzruszeniu, bo ono zwykle jest dobre. Zdanie to ma wielkie znaczenie, korzystaj pan z niego.
— Na honor! nie domyślasz się pan, jaką prawdę wyrzekłeś, i jak ona w zastosowaniu do pana, w samą porę została powtórzoną.
— Doprawdy?
— Właśnie rady pańskiej usłuchałem, ponieważ gdybym był poszedł za pierwszym popędem, jaki mowa pańska we mnie obudziła (a popęd ten był doskonały), byłbym pana...
— Cóżbyś pan był uczynił, mości książę?
— Zbyt wiele masz pan przenikliwości, ażebyś się tego nie domyślił, a ja zanadto jestem grzeczny, ażebym to panu w mojem mieszkaniu powtórzył.
— Proszę mi przebaczyć, mości książę, ale śpieszy mi się, nie mam więc czasu, bawić się rozwiązywaniem zagadek... Więc pan odrzucasz?
— Tak.
— Jeszcze tylko słówko; winienem uprzedzić, że dzisiaj wieczorem będzie już za późno, jeżelibyś się pan inaczej miał namyślić, gdyż mam inną osobę na pana miejsce: z początku nawet o niej myślałem, ale po głębszem zastanowieniu się, uznałem, że książę większe możesz mieć widoki dojścia do zamierzonego celu jak tamten. Lecz pragnę, ażebyśmy interes ten zrobili, i, ażebym uzyskał moje półtora procentu od posagu jako wynagrodzenie komisowe; lecz skoro pan odmawiasz, przeto wracam do mojego pierwszego planu.
— Jesteś przezornym człowiekiem, kochany panie, a ja nie będę miał przynajmniej tego zmartwienia, że z powodu mojej odmowy (gdyż ponawiam ją panu obecnie) miałbyś pozbawić się tego prawego zysku, który tak zaszczytnem; starasz się pozyskać środkami... Ale, czy się też pan nie obawiasz, ażebym ja ten szczególny przemysł pański rozgłosił w świecie?
— Wielkąby mi to sprawiło przyjemność, gdyż podobne ogłoszenie zyskałoby mi pewną wziętość i sprowadziłoby mi klijentów... A więc do zobaczenia, mości książę; przy zdarzonej sposobności niemniej chętnie pospieszę na usługi pańskie.
I de Ravil oddalił się równie spokojnie, jak przyszedł, ukłoniwszy się nisko Geraldowi i udał się na ulicę Magdaleny, gdzie mieszkał jego przyjaciel de Mormand.
— To księżątko musiało się zapewne domyślić, że to o pannie de Beaumesnil była mowa, co mnie zresztą mało obchodzi — rzekł w duchu de Ravil — i spodziewa się wydrzeć mi ów procent, jakiego żądałem od posagu, ażeby go sobie sam zabrał. To podle... ale nie tracę jeszcze nadziei; nie tak łatwo mnie podejść. Szkoda jednak! ten chłopiec jest księciem, obok tego przystojny, dosyć dowcipny, miałem więc wszelkie widoki; teraz, muszę wrócić do mojego głupiego Mormanda. Bardzom dobrze uczynił, żem temu staremu lisowi de La Rochaigue nie powiedział o moich zamiarach co do księcia de Senneterre; gdyby ten ptaszek był się dał schwytać, byłoby zawsze jeszcze dosyć czasu zniweczyć to wszystko com od sześciu tygodni na korzyść Mormanda przygotował, i tej starej chciwej guwernantce pani Lainé, zamiast hasła Mormand, podać inne, naprzykład Senneterre: bo ta kobieta zrobi wszystko, czego ja zechcę; oddana mi jest zupełnie, i może mi być nader użyteczną, gdyż jej własny interes jest dla mnie rękojmią jej wierności i milczenia. Szczęście jeszcze, żem wynalazł jedno drażliwe miejsce tego uczciwego La Rochaigue, i pomijając tylko wypadek z tym wietrznikiem de Senneterre, dosyć mi będzie wszystko szczerze opowiedzieć temu grubemu Mormandowi, który mnie zapewne oczekuje pieniąc się z niecierpliwości, ażeby się dowiedzieć o skutku mojej rozmowy z baronem de La Rochaigue.
Pan de Ravil, zajęty temi myślami i spostrzeżeniami, przybył na Pole Elizejskie, gdzie spotkał po raz pierwszy Herminję, udającą się do hrabiny de Beaumesnil.
— Tu — rzekł de Ravil do siebie — spotkałem ową ładną i dumną dziewczynę, tegoż samego dnia, kiedy de Mormand pojedynkował się z garbusem; przepędziła ona całą noc w pałacu Beaumesnil, a nazajutrz dowiedziałem się od miejscowych służących, że jest nauczycielką muzyki, że jej na imię Heriminja i że mieszka na ulicy de Monceau, ku przedmieściu Batignolles. Daremnie krążyłem w tych stronach, nie mogłem jej nigdzie wynaleźć. Nie wiem, co to u djabła znaczy, że tę ładną blondynkę ciągle mam na myśli. Ah! żebym tylko mógł dostać mój procent od posagu małej Beaumesnil, dopierożbym to się cieszył obok tej artystki, gdyż przekonamy jestem, że ze swoją książęcą postawą, parasolem w ręku, i czarną wytartą suknią, nie wzgardziłaby ofiarą jakąbym jej z mojej szkatuły zaproponował. Toć ona musi ze swojemi lekcjami z głodu umierać. No, no, trzeba trochę podkadzić grubemu Mormandowi; głupi to człowiek, ale wytrwały i niesłychanie zarozumiały; ów niedołęga de La Rochaigue jest dobrze nastrojony; więc można mieć nadzieję.
I de Ravil wszedł do mieszkania swego zaufanego przyjaciela.