Przejdź do zawartości

Sensacyjny zakład/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Sensacyjny zakład
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.3.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Wypowiedzenie wojny

— Nareszcie pozbyliśmy się tego ptaszka — rzekł Raffles do Charleyego Branda, po przybyciu do swego biura. — Dobrzeby było, gdyby udało się w ten sam sposób uwolnić świat od wszystkich napotykanych łotrów. Muszę oznajmić natychmiast tę nowinę sir Warninghousowi.
Podniósł słuchawkę telefoniczną i natychmiast uzyskał połączenie.
— Czy czytał pan dzisiejsze poranne pisma? — zapytał stary kupiec, gdy ukończyli już rozmowę na temat jego nieszczęsnego zięcia.
— Nie — odparł Raffles — nie miałem dziś czasu aby zajrzeć do gazet. Czy jest w nich coś ciekawego?
— Tak, dzięki niedyskrecji któregoś z członków klubu zakład pański z lordem Parkinsem stał się tajemnicą poliszynela.
— Muszę się o tym sam przekonać...
Raffles odłożył słuchawkę telefoniczną.
— Hallo, Charley — zawołał. — Czyś nie czytał jeszcze dzisiejszych gazet? Dowiedziałem się, że jest w nich coś ciekawego. Proszę cię, przynieś mi je czym prędzej.
Sekretarz wybiegł do sąsiedniego pokoju i przyniósł pisma.
Raffles szybko przerzucił artykuł, w którym była mowa o zakładzie jego z lordem Parkinsem.
— Jakie to przykre — rzekł Charley Brand — jestem pewien, że inspektor policji dowiedział się już o wszystkim, będzie się teraz miał na ostrożności i uniemożliwi ci z pewnością wykonanie twego planu.
— Zdziwiłbym się bardzo, drogi Charley! Jeśli raz postanowiłem sobie, że coś zrobię, nie pozwolę odstraszyć się podobnymi głupstwami. Wprost przeciwnie: dopiero teraz sprawa ta nabiera dla mnie pewnego posmaku. Zechcesz łaskawie napisać pod moje dyktando następujący list do redakcji dziennika.

„Drogi Panie Redaktorze!
W odpowiedzi na artykuł, który ukazał się dzisiejszego ranka w Pańskim poczytnym piśmie, a który dotyczył zakładu pomiędzy lordem Stamfordem a lordem Parkinsem, pozwalam sobie przesłać ze swej strony zapewnienie, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, aby wygrał lord Stamford oraz autor powyższego artykułu. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych dni uda mi się zdać Panu sprawę z rezultatu jaki osiągnąłem.
Szczerze Panu oddany
John C. Raffles.


— Wyślij ten list natychmiast. Będę szczęśliwy, jeśli zdąży się on ukazać jeszcze dziś w wieczornym wydaniu pisma.
— All right — rzekł Charley Brand, udając się do sąsiedniego pokoju, aby przepisać list na maszynie.
Ubrał się spiesznie i sam zaniósł list na pocztę.
Raffles po wrócił do swej pracy i po raz ostatni chyba zakrzątnął się dokoła dziwnej maszyny złożonej z drzewa i metalu, a przypominającej wyglądem swym gilotynę. Przed zmrokiem maszynka była już zupełnie wykończona.
Ponieważ postanowił spędzić wieczór w klubie Alabama, przebrał się i wraz ze swym przyjacielem wyszedł na ulicę. Na Trafalgar Square usłyszeli przeraźliwe wołania sprzedawców gazet:
— Nowy pomysł Rafflesa! Raffles postanowił zaaresztować inspektora policji.
— No, no, nasz przyjaciel ucieszy się, gdy to przeczyta! — rzekł Charley. — Marholm będzie miał prawdziwa zabawę.
Przewidywania Charleya spełniły się.
Zaledwie ukazały się w mieście pisma wieczorowe, policjant przyniósł gazetę Marholmowi. Sekretarz inspektora z pomrukiem radości pogrążył się w lekturze. Nagle, nieobecny dotąd Baxter, groźnym krokiem wszedł do gabinetu. Na widok swego sekretarza pochłoniętego lekturą krzyknął:
— Goddam! — Czy nie wiecie, że od dziś rana nie wolno nikomu czytać gazet w obrębię mego biura? Jakim prawem sprzeciwia się pan moim razkazom?
Wyrwał z rąk Marholma gazetę, zmiął ją i rzucił na ziemię.
— Proszę mi wybaczyć — odparł Marholm. — Sądzę jednak, że i pan powinien przeczytać te gazetę. Zawiera ona wiadomości interesujące pana w pierwszej linii. Pisze się znowu o Rafflesie...
— O Rafflesie? Cóż tam znaleźli nowego do pisania?
— Za długo był cicho. Napisał podobno list do redakcji pisma, że postara się aby lord Stamford wygrał zakład z lordem Parkinsem.
— Czy to możliwe? — zapytał Baxter.
— Nawet pewne. Lękałem się w czasie pańskiej nieobecności, że już pana więcej nie zobaczę. Obawiałem się bowiem, że nastąpiło już spotkanie pańskie z Rafflesem.
— Jeszcze nie mogę ochłonąć — westchnął Baxter. — Nie rozumiem zupełnie, co to wszystko ma znaczyć?
Sądzę, że nigdy podobny zbrodniarz nie znieważał bezkarniej naszego kraju.
— Jestem tego samego zdania — rzekł sucho Marholm. — Tym niemniej musimy się liczyć z tym, że Raffles żyje właśnie w naszych czasach.
— Niestety! Inspektor policji Baxter, wzór głupoty i tchórzostwa, żyje z nim jednocześnie — szepnął do siebie tak cichutko, że Baxter nie mógł z tego nic zrozumieć.
Baxter bębniąc nerwowo w blat swego biurka usiadł w fotelu.
— Powiedz mi, Marholm...
Zamyślił się głęboko.
— Pan inspektor powiedział?...
— Czy sądzicie, że Raffles byłby naprawdę zdolny do dokonania podobnego czynu?
Marholm wzruszył ramionami.
— U naszego Rafflesa wszystko jest możliwe — odparł. — Nie uważam zresztą tej imprezy za rzecz nie do przeprowadzenia.
Inspektor policji westchnął ciężko.
— Czuję, że oszaleję — głos jego nabrał dziwnie płaczliwej nuty. — Czego ten Raffles chce ode mnie? Czemu mnie prześladuje?
— Nie rozumiem czemu żywi pan urazę do Rafflesa? Jestem zdania, że ten człowiek nie zrobił pana nic złego. Broni swej skóry, ponieważ pan chce go uwięzić. Ma ku temu pełne prawo.
— Jeśli jeszcze raz odważycie się na podobne aluzje, zakomunikuję lordowi Majorowi, że szerzycie ideje anarchistyczne. Może jesteście zdania, że Raffles powinien zostać honorowym obywatelem naszego miasta, on, biedna ofiara burżuazyjnej sprawiedliwości?
— Istotnie jestem tego zdania. Jeśli pan chce, może pan mnie natychmiast zadenuncjować przed lordem Majorem. Kto wie, czy Jego Ekscelencja nie podziela mojej opinii? Niedawno Jego Królewska Mość wypowiedział dość przychylną uwagę na temat Rafflesa. Podobno król śmieje się serdecznie z jego wspaniałych kawałów.
— Nic mnie to nie obchodzi — wrzasnął Baxter. — Nie jestem Królem, jestem zwykłym inspektorem policji i obowiązkiem moim jest unieszkodliwić tego łotra!
— Musi go pan przed tym schwytać...
— Bądźcie pewni, że go schwytam. Nawet gdybym miał w tym celu zaprzedać moją duszę diabłu.
— Niech pan tego nie robi — zaśmiał się Marholm. — Jestem pewien, że diabeł nie zgodził by się na taką tranzakcję. Wedle pańskiego zdania zawarł on już pakt z Rafflesem. Ostrożniej będzie uniknąć konkurencji tego człowieka.
Inspektor policji rzucił mu wściekłe spojrzenie.
— Milczeć! — krzyknął. — Nie można z wami mówić spokojnie. Zawsze robicie jakieś niestosowne aluzje osobiste.
Wezwał stojącego na korytarzu dyżurnego policjanta i rzekł:
— Proszę zwrócić uwagę, aby od dzisiejszego dnia na każdym posterunku w Scotland Yardzie stało po dwóch policjantów. Czytaliście z pewnością dzisiejsze pisma: wedle wszelkiego prawdopodobieństwa powinniśmy się tu spodziewać wizyty Rafflesa.
Podczas gdy Baxter zastanawiał się nad zastosowaniem coraz to dalej idących środków ostrożności, Raffles i Charley Brand udali się do klubu Alabama. Pierwszą nowiną, jaką usłyszeli na wstępie, była wiadomość o odpowiedzi Rafflesa na zakład i o przyrzeczeniu z jego strony przechylenia szali zwycięstwa na rzecz lorda Stamforda.
Gdy Raffles i lord Parkins zbliżyli się do przewodniczącego klubu, siedzącego jak zwykle w wygodnym fotelu naprzeciwko kominka, starzec zwrócił się do nich z dobrotliwym uśmiechem.
— Panowie! Radziłbym panom odwołać ten zakład. Poruszył on całą opinię publiczną.. Odpowiedź Rafflesa może ściągnąć na nas tysiączne przykrości.
— Nie podzielam niestety zdania Jego Ekscelencji — odparł Raffles. Wręcz przeciwnie, uważam, że dzięki zainteresowaniu się opinii publicznej zakład ten nabrał specyficznie sportowego posmaku.
Obydwaj panowie udali się do sali jadalnej.
Charley zauważył ze zdziwieniem, że po kolacji sławny jego przyjaciel porozrzucał tu i owdzie malutkie koperty, poczym udał się za innymi do salonu.
Nagle zbliżył się do niego lokaj klubu i wręczył mu list. List ten adresowany był krótko.
Lord Stamford
Klub Alabama.
— Kto oddal ten list? — zapytał Stamford lokaja.
— Posłaniec Wasza Wysokość.
— Dobrze — odparł lord, otwierając kopertę.
Przeczytał znajdującą się w niej wizytówkę. Z głośnym śmiechem oddał ją prezesowi.
— Wspaniale! — wyrzekł, zanosząc się od śmiechu.
Stary lord włożył swój monokl. Zaledwie jednak zdążył rzucić okiem na kartę, podniósł się żywo. Monokl wypadł mu z oka.
— Goddam! Czyżbym się przewidział?
— Cóż się stało? — pytano zewsząd z niepokojem.
Ponieważ prezes nie był w stanie wypowiedzieć słowa, głos zabrał Raffles.
— Panowie! — rzekł. — Oto sam John C. Raffles przesłał mi przez posłańca list następującej treści:

Ostrzegam Waszą Wysokość, że przystąpię do realizacji zakładu jutro, pomiędzy godziną szóstą a siódmą po południu. Proszę wobec tego, aby panowie zechcieli udać się jutro o wskazanej przeze mnie godzinie do komisariatu policji, gdzie będą mogli przekonać się o wyniku zakładu. Wszyscy panowie zechcą zaręczyć słowem honoru, że nie zdradzą przed jutrem tej tajemnicy. Pozwoliłem sobie złożyć wszystkim członkom klubu wizytówki moje o podobnej treści.

Wszyscy oniemieli ze zdumienia. Trudno byłą przypuścić, że Raffles niespostrzeżony przez nikogo, zdołał przedostać się do klubu.
— Naprzód, panowie — zawołał lord Stamford, alias Raffles. — Poszukajmy owych dziwnych kart wizytowych naszego Tajemniczego Nieznajomego. Posłuszni, jak stado owiec członkowie klubu rzucili się na poszukiwania wizytówek. Znaleźli je wkrótce wszyscy, napróżno łamiąc sobie głowę, jakim cudem dostały się do lokalu klubu.
Raffles, powróciwszy do domu wraz z Charley Brandem, uśmiechnął się lekko i rzekł:
— Jutro wykażę inspektorowi policji Baxterowi, że tak się nadaje na to stanowisko, jak dozorca nocny na stanowisko generała.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.