Sensacyjny zakład/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Sensacyjny zakład
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.3.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Sztaby złota

Następnego ranka Raffles z pomocą Charleya Branda złożył do Skarbca Banku Angielskiego kufer potężnych rozmiarów, zabity grubymi gwoździami.
Kilka tygodni temu w tym samym Wschodnim Oddziale Banku Londyńskiego Raffles pod nazwiskiem lorda Stamforda złożył większą sumę pieniędzy. Urzędnicy bankowi znali go jako jednego z lepszych i hojniejszych klijentów.
Raffles kazał się zameldować u dyrektora Banku.
— Mam nadzieję, że jako klijent Banku jestem panu dyrektorowi znany — rzekł.
Dyrektor ukłonił się z szacunkiem i rzekł:
— Tak jest... Miałem zaszczyt poznać pana lordzie Stamford. Czym mogę teraz panu służyć?
— Od lat pięciu eksploatuję pewną kopalnię złota w Ameryce. Inwestowałem tam spory kapitał... przeżyłem już rozmaite okresy i przyznam się szczerze, iż od dawna straciłem już nadzieję wydobycia stamtąd grosza.
Życie jednak gotuje nam ciągle niespodzianki.
Wczoraj otrzymałem przez Cunard Line via New York transport całkiem niezwykły. Jak się okazało były to sztaby złota, które przypadły na mój udział. Ponieważ nie mogę takiego skarbu trzymać u siebie, postanowiłem złożyć złoto w skarbcu pańskiego banku, w zamkniętych skrzyniach.
— Czy nie ma pan zamiaru sprzedać tego złota?
— Chwilowo nie — odparł Raffles. — Chcę poczekać na właściwy moment. Poczekam, aż złoto pójdzie w górę... Chwilowo na giełdzie jest spokój... Pieniędzy mi nie brak.
— Tak jest... — przyznał dyrektor. — Podaż złota jest obecnie większa niż popyt. Miejmy nadzieję, że to się wkrótce zmieni...
— Jakie są pańskie warunki?
— Radziłbym panu wypakować złoto z pańskiej skrzyni i zapakować je do naszego pancernego kufra. Tam będzie ono daleko bezpieczniejsze. W tym jedynym wypadku przyjmiemy na siebie wszelką odpowiedzialność za kradzież oraz pożar.
Raffles skinął głową na znak zgody.
— Zechce pan, panie dyrektorze, wskazać mi jeden z takich kufrów. Na dole czekają moi ludzie wraz ze skrzynią. Chciałbym, aby się pan osobiście przekonał o stanie depozytu.
Zeszli na dół.
Urzędnik, mający nadzór nad depozytami, odebrał od Rafflesa cały szereg paczek, zaszytych w płótno i ważących przynajmniej 6 kilo każda. Na paczkach widniał napis „złoto w sztabach”, poczym wymieniona była waga oraz wartość. Na każdej sztabie były pieczęcie lorda Stamforda. Urzędnik stwierdził, że pieczęcie te były nienaruszone.
Wedle przepisów bankowych procedura przyjęcia depozytu sprowadzała się do prostych oględzin i stwierdzenia stanu. Przekonywanie się o zawartości depozytu, wobec istnienia pieczęci, było zbędne. Bank bowiem nie udzielał pod zastaw tego depozytu żadnego kredytu, zawartość więc jego była dlań obojętna.
Raffles otrzymał klucze od kufra pancernego, oraz pokwitowanie zredagowane w następujący sposób:

Pokwitowanie depozytu.
Stwierdzamy niniejszym, że od lorda Stanforda z Londynu przyjęliśmy w dniu dzisiejszym 20 sztab złota ogólnej wagi 120 funtów tytułem depozytu. Obowiązujemy się ubezpieczyć ten depozyt od kradzieży oraz ognia.
Dyrektor Oddziału Wschodniego
Banku Londyńskiego
Artur Trikone.

— Zupełnie nieźle — rzekł Raffles do Charley Branda, wkładając do swego portfelu kwit depozytowy. — Pierwsza część mego planu została już szczęśliwie zrealizowana. Teraz tylko zawiadomię sir Warninghousa, że otrzyma ode mnie przyrzeczone 15.000 funtów sterlingów. Najmądrzej będzie teraz udać się do najbliższej restauracji i zatelefonować stamtąd do starego.
W kilka minut potem Raffles zatelefonował z niewielkiej restauracji do Warninghousa, prosząc go, aby odwiedził go w jego wilii za 2 godziny wraz ze swym zięciem.
Raffles i Charley Brand zjedli obfite śniadanko i w świetnych humorach wsiedli do taksówki.
— Czy wiesz Edwardzie, że od godziny łamię sobie głowę nad tym, w jaki sposób będziesz mógł dostarczyć Warninghousowi owych obiecanych 15.000 funtów — rzekł Charley po drodze. — Nie przy puszczasz chyba, że kamienie i dachówki złożone w skarbcu Banku Angielskiego w cudowny sposób przemienią się w złoto. Ja osobiście nie dałbym za to ani szylinga.
— Do ciebie nie zwracam, drogi Charley. Mogę ci jednak zaręczyć, że plan mój zostanie uwieńczony całkowitym powodzeniem.
Weszli do willi. Nie zdążył jeszcze odpocząć, gdy lokaj zaanonsował im przybycie sir Warninghousa.
— Nie mogłem, niestety, zastosować się do pańskiego życzenia, lordzie Edwardzie, rzekł stary kupiec. — Mój zięć nie przyszedł dziś wcale do biura. Oczekiwałem go na próżno aż do chwili obecnej.
— Szkoda — odparł Raffles. — Chciałbym bardzo poznać tego pana i powiedzieć mu co o nim myślę. Czy zamierza pan w dalszym ciągu trzymać go u siebie w biurze?
— Pod żadnym pozorem. — odparł sir Warninghous. — Nie mogę się z nim rozstać, zanim nie ureguluję wszystkich spraw finansowych. Nie miałbym inaczej spokojnego sumienia.
— Jakie jest zdanie pańskiej córki w tej sprawie?
— Córka moja zamierza się rozwieść i od miesiąca żyje w separacji.
— Bardzo dobrze — odparł lord Lister — przyrzekam wam moją pomoc. Stawiam jednak warunek, abyście wyrzucili za drzwi tego człowieka.
— Daję panu na to moje słowo honoru.
— Słowo pańskie wystarcza mi. A teraz proszę mnie posłuchać. Wskazał mu wygodny fotel i poczęstował doskonałym cygarem. Sam zapalił aromatycznego papierosa. Charley Brand śledził przebieg tej rozmowy z dużym zainteresowaniem.
— Mam w depozycie — rozpoczął Raffles, wyciągając swój portfel — we Wschodnim oddziale Banku Londyńskiego złoto w sztabach wartości przeszło 200.000 funtów sterlingów. Depozyt ten pragnę dać w gwarancję na zabezpieczenie pożyczki, którą pan zaciągnie. Spiszemy u notariusza akt gwarancyjny, mocą którego w wypadku gdyby pan nie wywiązał się ze swych zobowiązań pieniężnych do końca bieżącego roku ja stanę się materialnie odpowiedzialnym za pańskie długi. Jednocześnie zobowiążę się nie podnosić mego depozytu przed końcem roku. Mając tego rodzaju dokument otrzyma pan kredyt otwarty w każdym banku.
— Nie ulega wątpliwości — odparł sir Warninghous.
— Al right — odparł Raffles. — Nie traćmy więc czasu i śpieszmy czemprędzej do pańskiego notariusza.
Gdy obaj panowie opuścili gabinet, Charley Brand uderzył się w czoło.
— Co za wspaniały pomysł.... Otrzymałem należytą nauczkę. W przyszłości nie będę się już nigdy pytał o sens najdziwniejszych nawet posunięć Rafflesa i nie będę się buntował przeciwko jego zleceniom. Okazuje się że on zawsze ma rację.
Raffles i Warninghous przybyli wkrótce przed dom, gdzie zamieszkiwał notariusz starego kupca. W poczekalni siedziało wprawdzie kilku klijentów, lecz notariusz, człek uczciwy i serdeczny przyjaciel starego Warninghousa, przeprosił obecnych i wpuścił obu panów.
— Czym mogę panom służyć? — zapytał, spoglądając na Listera badawczym wzrokiem.
— Pragniemy zawrzeć akt gwarancyjny, — rzekł Raffles przedstawiwszy się staremu prawnikowi. — Sir Warninghous jest mym przyjacielem z lat dziecinnych. Jakkolwiek w chwili obecnej znajduje się w chwilowych trudnościach płatniczych mam do niego pełne zaufanie i wierzę, że przykry ten okres szybko przeminie.
— Jestem nie od wczoraj w stosunkach z sir Warninghousem — odparł rejent. — Jako dobry psycholog i stary prawnik mogę panu powiedzieć, że zaufanie pańskie jest całkowicie usprawiedliwione
— Otóż to — ciągnął dalej lord Lister — zechce pan panie notariuszu, przyjrzeć się temu dokumentowi.
Wyciągnął z portfelu kwit depozytowy z Banku Angielskiego.
Stary prawnik nałożył okulary i przyjrzał się kwitowi. Obejrzał go pod światło, poczym porównał podpis z jakimś podpisem znajdującym się u niego na jednym z dokumentów. Pokwitowanie było w najzupełniejszym porządku. Notariusz spojrzał z podziwem na wytwornego człowieka, który lekceważącym tonem mówił o złożonym w Banku majątku.
Zadzwonił dwa razy i w gabinecie zjawił się wysoki suchy urzędnik.
— Zechcę pan przygotować, mister Burton, projekt aktu gwarancyjnego. Nazwiska panów są następujące: lord Edward Stamford, gwarant do wysokości 200.000 funtów sterlingów. Sir Warninghous, przyjmujący gwarancję. Oto kwit depozytowy, stwierdzający, iż lord Stamford złożył do depozytu Banku Angielskiego złoto w sztabach wartości 200.000 funtów sterlingów, których nie zobowiązuje się podjąć do końca roku bieżącego.
Urzędnik wyszedł i po upływie kwadransa wrócił z przygotowanym aktem.
Raffles przeczytał go uważnie i położył pod nim swój podpis.
Treść dokumentu była następująca:

Zobowiązuję się niniejszym do przyjęcia gwarancji za długi sir Tomasa Warninghousa, zamieszkałego w Londynie na Piccadilly Street do wysokości 200.000 funtów sterlingów. Oraz oddaję w zastaw mój depozyt złota w sztabach, złożonego w Oddziale Wschodnim Banku Angielskiego na przeciąg jednego roku. Jednocześnie oświadczam, że depozytu tego nie podniosę przed upływem tegoż roku. Sir Warninghous zobowiązuje się wypłacić mi od sumy gwarantowanej 4 procent rocznie.
Lord Edward Stamford.

Dokument opatrzony został ponadto właściwymi pieczęciami. Trzej panowie pożegnali się uprzejmie. Sir Warninghous prosto z kancelarii notariusza udał się do znajomego bankiera, który, widząc przed sobą akt notarialny, sporządzony na zasadzie tak poważnego depozytu, bez trudności otworzył mu kredyt do wysokości udzielonej gwarancji.
— Dopiero dziś zdałem sobie sprawę — rzekł lord Lister po powrocie do domu do Charley Branda — jak łatwo jest zdobyć potrzebne kapitały.
— Powinieneś od dziś zabrać się do całkiem nowego fachu: będziesz zbierał dachówki i cegły, które ja następnie składać będę jako depozyty w rozmaitych bankach, wedle metody, którą dziś wypróbowałem po raz pierwszy. Następnie wynajmiesz biuro w najruchliwszej dzielnicy Londynu i dasz do wszystkich gazet ogłoszenie następującej treści:

„James Smyth otwiera wszystkim kupcom znajdującym się w trudnościach finansowych nieograniczony kredyt“.

— Nie wytrzymasz oblężenia — odparł Charley. — Chętnych będzie chyba z połowa Londynu. Któżby nastarczył pieniędzy dla wszystkich kupców, znajdujących się w trudnościach materialnych?
— Kto mówi o pieniądzach? — odparł ten genialny człowiek — kamieni cegieł i dachówek wystarczy napewno!
— Wprawię się tak doskonale w noszenie cegieł, że gdy przestanę być twoim sekretarzem będę mógł zostać czeladnikiem murarskim — zaśmiał się Charley Brand.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.