Strona:PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zmykaj! — krzyknął Raffles, rzucając za nim encyklopedię.
Charley zrobił wspaniały krok za drzwi.
Raffles począł na kartce papieru kreślić gilotynę. Gdy w dwie godziny później towarzysz jego powrócił, Raffles zdjął marynarkę i rzekł:
— Dobrze, żeś wrócił. Będziemy mogli wziąć się zaraz do roboty: Gdzie podziałeś materiał?
— W piwnicy.
— Pomożesz mi. Zobaczysz, że sam jeden skonstruuję gilotynę.
Lord Lister zeszedł z Charleyem do piwnicy i pochwalił jakość przyniesionego materiału

Sztaby złota

Następnego ranka Raffles z pomocą Charleya Branda złożył do Skarbca Banku Angielskiego kufer potężnych rozmiarów, zabity grubymi gwoździami.
Kilka tygodni temu w tym samym Wschodnim Oddziale Banku Londyńskiego Raffles pod nazwiskiem lorda Stamforda złożył większą sumę pieniędzy. Urzędnicy bankowi znali go jako jednego z lepszych i hojniejszych klijentów.
Raffles kazał się zameldować u dyrektora Banku.
— Mam nadzieję, że jako klijent Banku jestem panu dyrektorowi znany — rzekł.
Dyrektor ukłonił się z szacunkiem i rzekł:
— Tak jest... Miałem zaszczyt poznać pana lordzie Stamford. Czym mogę teraz panu służyć?
— Od lat pięciu eksploatuję pewną kopalnię złota w Ameryce. Inwestowałem tam spory kapitał... przeżyłem już rozmaite okresy i przyznam się szczerze, iż od dawna straciłem już nadzieję wydobycia stamtąd grosza.
Życie jednak gotuje nam ciągle niespodziaki.
Wczoraj otrzymałem przez Cunard Line via New York transport całkiem niezwykły. Jak się okazało były to sztaby złota, które przypadły na mój udział. Ponieważ nie mogę takiego skarbu trzymać u siebie, postanowiłem złożyć złoto w skarbcu pańskiego banku, w zamkniętych skrzyniach.
— Czy nie ma pan zamiaru sprzedać tego złota?
— Chwilowo nie — odparł Raffles. — Chcę poczekać na właściwy moment. Poczekam, aż złoto pójdzie w górę... Chwilowo na giełdzie jest spokój... Pieniędzy mi nie brak.
— Tak jest... — przyznał dyrektor. — Podaż złota jest obecnie większa niż popyt. Miejmy nadzieję, że to się wkrótce zmieni...
— Jakie są pańskie warunki?
— Radziłbym panu wypakować złoto z pańskiej skrzyni i zapakować je do naszego pancernego kufra. Tam będzie ono daleko bezpieczniejsze. W tym jedynym wypadku przyjmiemy na siebie wszelką odpowiedzialność za kradzież oraz pożar.
Raffles skinął głową na znak zgody.
— Zechce pan, panie dyrektorze, wskazać mi jeden z takich kufrów. Na dole czekają moi ludzie wraz ze skrzynią. Chciałbym, aby się pan osobiście przekonał o stanie depozytu.
— Zeszli na dół.
Urzędnik, mający nadzór nad depozytami, odebrał od Rafflesa cały szereg paczek, zaszytych w płótno i ważących przynajmniej 6 kilo każda. Na paczkach widniał napis „złoto w sztabach”, poczym wymieniona była waga oraz wartość. Na każdej sztabie były pieczęcie lorda Stamforda. Urzędnik stwierdził, że pieczęcie te były nienaruszone.
Wedle przepisów bankowych procedura przyjęcia depozytu sprowadzała się do prostych oględzin i stwierdzenia stanu. Przekonywanie się o zawartości depozytu, wobec istnienia pieczęci, było zbędne. Bank bowiem nie udzielał pod zastaw tego depozytu żadnego kredytu, zawartość więc jego była dlań obojętna.
Raffles otrzymał klucze od kufra pancernego, oraz pokwitowanie zredagowane w następujący sposób:

Pokwitowanie depozytu.
Stwierdzamy niniejszym, że od lorda Stanforda z Londynu przyjęliśmy w dniu dzisiejszym 20 sztab złota ogólnej wagi 120 funtów tytułem depozytu. Obowiązujemy się ubezpieczyć ten depozyt od kradzieży oraz ognia.
Dyrektor Oddziału Wschodniego
Banku Londyńskiego
Artur Trikone.

— Zupełnie nieźle — rzekł Raffles do Charley Branda, wkładając do swego portfelu kwit depozytowy. — Pierwsza część mego planu została już szczęśliwie zrealizowana. Teraz tylko zawiadomię sir Warninghousa, że otrzyma ode mnie przyrzeczone 15.000funtów sterlingów. Najmądrzej będzie teraz udać się do najbliższej restauracji i zatelefonować stamtąd do starego.
W kilka minut potem Raffles zatelefonował z niewielkiej restauracji do Warninghousa, prosząc go, aby odwiedził go w jego wilii za 2 godziny wraz ze swym zięciem.
Raffles i Charley Brand zjedli obfite śniadanko i w świetnych humorach wsiedli do taksówki.
— Czy wiesz Edwardzie, że od godziny łamię sobie głowę nad tym, w jaki sposób będziesz mógł dostarczyć Warninghousowi owych obiecanych 15.000 funtów — rzekł Charley po drodze. — Nie przy puszczasz chyba, że kamienie i dachówki złożone w skarbcu Banku Angielskiego w cudowny sposób przemienią się w złoto. Ja osobiście nie dałbym za to ani szylinga.
— Do ciebie nie zwracam, drogi Charley. Mogę ci jednak zaręczyć, że plan mój zostanie uwieńczony całkowitym powodzeniem.
Weszli do willi. Nie zdążył jeszcze odpocząć, gdy lokaj zaanonsował im przybycie sir Warninghousa.
— Nie mogłem, niestety, zastosować się do pańskiego życzenia, lordzie Edwardzie, rzekł stary kupiec. — Mój zięć nie przyszedł dziś wcale do biura. Oczekiwałem go na próżno aż do chwili obecnej.
— Szkoda — odparł Raffles. — Chciałbym bardzo poznać tego pana i powiedzieć mu co o nim myślę. Czy zamierza pan w dalszym ciągu trzymać go u siebie w biurze?
— Pod żadnym pozorem. — odparł sir Warninghous. — Nie mogę się z nim rozstać, zanim nie ureguluję wszystkich spraw finansowych. Nie miałbym inaczej spokojnego sumienia.
— Jakie jest zdanie pańskiej córki w tej sprawie.
— Córka moja zamierza się rozwieść i od miesiąca żyje w separacji.
— Bardzo dobrze — odparł lord Lister — przyrzekam wam moją pomoc. Stawiam jednak warunek, abyście wyrzucili za drzwi tego człowieka.
— Daję panu na to moje słowo honoru.
— Słowo pańskie wystarcza mi. A teraz proszę mnie posłuchać. Wskazał mu wygodny fotel i po-