Słowo Xenofonta o wyprawie woienney Cyrusa po Grecku Anabasis/Xięga IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ksenofont
Tytuł Słowo Xenofonta o wyprawie woienney Cyrusa po Grecku Anabasis
Część Xięga IV
Wydawca F. S. Gerhard
Data wyd. 1831
Druk Louis Botzon
Miejsce wyd. Gdańsk
Tłumacz Krzysztof Celestyn Mrongovius
Tytuł orygin. Ἀνάβασις
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
Xięga IV.

Rozdział I.
Treść.
Krotko przed świtem wkroczywszy Grecy do kraju Karduchów pierwszego i drugiego dnia byli od nieprzyjaciół, a trzeciego dnia oraz od przykrey niepogody dręczeni. Tego dnia przybywszy ku wieczorowi pod wysoką górę od nieprzyiacioł całkiem zajętą pytali się dwóch jeńcow, którzy te okolice znać musieli, o inną drogę, z których iednego przed oczami drugiego zabili, czym przestraszony ten, który żywy został, przyrzekł ich prowadzić wygodną drogą przez wąwoz.

1. Co się w ciągu wstępnego pochodu aż do czasu bitwy owey stało, i co po tey bitwie zaszło w czasie przymierza, które Król i owi z Cyrusem ciągnący Grecy zawarli, i iak po zgwałconym przez Króla i Tyssafernesa przymierzu woiowano przeciwko Grekom, gdy Perskie woysko w tropy za niemi szło, to iuż w poprzedzających xięgach powiedziano. 2. Gdy zaś tam przyszli, gdzie rzeka Tygrys żadnym sposobem nie była do przebycia dla wielkiey głębi i szerokości, ani tez drogi po nad rzeką nie było, lecz tylko przykre góry Karduchow nad nią sterczały, postanowili Wodzowie przez góry przechodzić. 3. Słyszeli bowiem od jeńców, że przeszedłszy przez góry Karduchów, mogą się w Armenii, gdyby chcieli, przez zrzodła rzeki Tygrys przeprawić; a jeżeliby tego niechcieli, mogą ie do koła obeyść. I powiadano że zrzodła Eufratu nie daleko od Tygrysowych były; i tak się też ma w samey rzeczy[1]. 4. Do Karduchow zaś takim sposobem wkroczyli, częścią że usiłowali to ukryć, częścią zaś uprzedzić ich, nimby nieprzyjaciele wierzchy gór zaieli. 5. A gdy iuż było około ostatniey straży nocney i tyle ieszcze nocy pozostało, ile potrzeba było do przeyścia pociemku przez równinę, wtedy wybrawszy się za danym rozkazem w drogę przybywaią na samym świtaniu pod górę. 6. Wtedy Chejrizof dowodził na czele woyska wziąwszy z sobą oprocz swoich ludzi wszystkich Gimnetow; Xenofon zaś następował z Hoplitami iako tylną strażą, niemaiąc żadnego Gimnety, bo nie zdawało się tam być żadnego niebezpieczeństwa, żeby kto na wstępuiących na górę z tyłu miał nacierać, 7. I wszedł Chejrizof na sam wierzch góry, nim to kto z nieprzyiacioł postrzegł; potym zaś szedł przodkiem; a reszta woyska iak coraz dostępowała wierzchołka, tak szła wciąż za nim aż do wiosek leżących w dolinach i w ustroniu gór.
8. Wtedy iuż Karduchowie opuściwszy domy z żonami i dziećmi uciekali na góry; a znaydowało się tam wiele żywności; było też w domach podostatkiem naczyń miedzianych, których Grecy nie zabrali z sobą i ludziom także dali pokóy, ochraniaiąc ich, w nadziei, że Karduchowie zechcą ich przepuścić po przyiacielsku przez swoią krainę, zwłaszcza że byli Królowi nieprzyiaciołmi. 9. Jednakże brali zapasy żywności, gdzie kto co znalazł; bo im tego potrzeba było. Karduchowie zaś ani słuchali na wzywaiących, ani im też przychylność iaką okazywali. 10. Gdy zaś ostatni z Greków na samym zmierzchaniu się z wierzchu gór do wiosek schodzili, (albowiem dla ciasney drogi zabrało im wstępowanie na góry i spuszczanie się z nich do wiosek cały dzień) w takim razie zebrało się kilkunastu Karduchow i rzucili się na tylnych, ubili niektórych i poranili innych kamieńmi i strzałami, wreście nie było ich wielu; bo niespodzianie wkroczyło do nich Greckie woysko. 11. Gdyby ich się wtedy było więcey zebrało, zaszłaby obawa utracenia większey części woyska. Tak więc tę noc we wsiach przepędzili; Karduchowie zaś na okoł po górach wielkie ognie[2] rozniecili i uważali siebie wzajemnie.
12. Na samym zaś świtaniu zebrawszy się Wodzowie i Setnicy Greccy postanowili wziąść z sobą w drogę tylko naypotrzebnieyszy i nayzdatnieyszy sprzężay, a resztę pozostawić, nawet wszystkich świeżo w niewolą zabranych ieńcow z pomiędzy woyska na wolność puścić. 13. Bo mnostwo bydła iucznego i ieńcow czyniłoby zwłókę w postępie, a nadtoby ieszcze odrywało od walczenia wielu z tych, którzy nad niemi przełożeni byli; oraz też potrzeba było drugie tyle żywności dostarczać i prowadzić, gdyby tak wiele ludzi było. Co postanowiwszy, tak czynić przez woźnego nakazano.
14. Gdy więc po śniadaniu ruszyli w drogę, stanęli wodzowie w ciaśninie i ieżeli znaleźli co zatrzymanego z owych wzmiankowanych przedmiotów, to je odbierali; żołnierze też byli posłuszni, wyjąwszy kilku, którzy z pożądliwości albo chłopca ładnego albo kobietę ukradkiem przy sobie zatrzymali. A tak dnia tego daley postępowali częścią walcząc, częścią też spoczywając. 15. Nazajutrz zaś nastąpiła wielka niepogoda, a jednak trzeba było iść daley; albowiem nie było dostatecznego zapasu żywności. Chejrizof prowadził przednią straż woyska, a Xenofon był przy tylney straży. 16. Ale nieprzyjaciele gwałtownie nacierali i w ciaśninach zbliżając się strzelali z łuków i rzucali z proc tak że Grecy przymuszeni byli z przyczyny gonienia i nazad się cofania pomału maszerować; i często kazał Xenofon stanąć, kiedy nieprzyjacieie gwałtownie nacierali. 17. Razu jednego Chejrizof który z inąd, kiedy wskazano było, czekał, wtedy zaś nieczekał, lecz śpiesznie prowadził i kazał postępować, tak iż widać było, że jakaś trudność zaszła; ale nie było tyle czasu, aby poszedłszy można było widzieć przyczynę tego pośpiechu; tak że ten pochod patrzającemu z tylney straży zdawał się być ucieczką. 18. A w ów czas poległ znakomity mąż Kleonymos Lacedemończyk, któremu strzała, przebiwszy tarczę i skórzany pancerz na wylot, wpadła pod żebra, tudzież Bazyas Arkadczyk ugodzony w głowę. 19. Gdy przyszli do stanowiska, natychmiast pobiegł Xenofon tak jak był wprost do Chejrizofa i czynił mu zarzuty dla czego nie czekał, bo to sprawiło że przymuszeni byli uciekając walczyć. A dopiero dwóch zacnych i dobrych mężów zginęło i niemogliśmy ich ani wziąść daley z sobą ani pogrzebać. 20. Na co Chejrizof odpowiedział: Spoyrzyy tylko, rzekł, na góry a zobacz jak wszystkie są niedostępne. Ta tylko przykrowstępna droga, którą widzisz pozostała nam jedynie; i nad nią możesz widzieć tak wielki tłum ludzi którzy ją zająwszy strzegą przystępu[3]. 21. Dla tegom ja śpieszył i dla tegom ciebie nie czekał, abym tam mógł zdążyć nim zajęty będzie wierzchołek góry; przewodnicy których mamy, mówią, że niema inney drogi. 22. Xenofon zaś rzekł: Ale ja mam dwóch mężow. Bo gdy nam dokuczali położyliśmy zasadzkę (co nam niejakie odetchnięcie sprawiło) i zabiliśmy kilku z nich, a niektórych usiłowaliśmy żywcem złapać, właśnie z tey przyczyny, abyśmy ich mogli użyć na przewodników świadomych tey okolicy.
23. I natychmiast przyprowadziwszy tych ludzi pytali każdego z osobna, czyby nie wiedzieli o jakiey inney drodze oprocz tey którą widać było. Jeden więc z nich tego niepowiedział, choć różnych sposobów do straszenia go użyto; ale gdy plótł ni to ni owo, a wszystko niedorzecznie, zabity został w oczach drugiego. 24. Ten który się pozostał rzekł, że tamten z tey przyczyny powiedział, że nie wie, ponieważ miał tam corkę zamężną. On zaś rzekł, że poprowadzi taką drogą którędy i jarzmowe zwierzęta przechodzić mogą. 25. Spytany zaś czy tam jest jakie trudne do przebycia mieysce rzeki, że jest wierzchołek góry, który jeśli nie będzie wprzódy osadzony, nie podobna go ominąć. 26. Potym ustanowiono zwołać setników z peltastow i hoplitow i opowiedzieć te okoliczności i pytać się, czyby się kto z nich nie znalazł, któryby się chciał popisać jak łepski żołnierz i podjąć się dobrowolnie tey drogi. 27. Podjęli się tego z pomiędzy hoplitow Arystonym Arkadczyk z Metydryi i Agazyas Arkadczyk z Stymfalii. Ubiegał się także z niemi Kallimach Arkadczyk z Parrazyi i rzekł, że gotow jest poyść przybrawszy sobie ochotników z całego woyska; bo dobrze wiem, rzekł, że poydzie wielu z młodzieńców, jeżeli ja dowodzić będę. 28. Potym pytali się, czyby kto z pomiędzy dowodzących gimnetami niechciał do tego należeć. Zgłosił się do tego Arysteas z Chios mąż który częstokroć w podobnych zdarzeniach woysku znamienite usługi świadczył,

Rozdział II.
Treść.
Pod jego przewodnictwem posłano dwa tysiące dobranych ludzi w nocy do zajęcia szczytu góry. Ci napadniętych z rana nieprzyjacioł do ucieczki przymuszają i ułatwiają przystęp innym Grekom, którzy byli z Chejrizofem. Xenofon z bagażami tuż za niemi przez ów wąwoz przechodzi; wszakże nie bez klęski z tamtąd wybrnął. Nazajutrz też gdy pochod swóy przez góry z wielką trudnością odbywali, dostali się jednak nakoniec, choć im nieprzyjaciele strasznie dokuczali, do wiosek polnych nad rzeką Centrytes leżących i wycierpiawszy przez siedm dni wiele trudów mogli przecież zażyć słodkiego spoczynku.

1. A było już około wieczora, gdy im rozkazano podjadłszy sobie puścić się w drogę; wydano im oraz związanego przewodnika, i stanęła taka umowa, że tey nocy, kiedy zaymą wierzchołek góry, mieli tego mieysca pilnować, a na świtaniu znak dać trąbą; i że będąc na górze mieli uderzyć na tych którzy strzegli owego przechodziska widocznego; sami zaś chcieli nadchodzącym z góry jak nayśpieszniey na pomoc pobieżeć 2. Po takiey umowie wyruszyli w liczbie około dwóch tysięcy; a lał się wielki deszcz z nieba. Xenofon zaś będąc przy tylney straży prowadził do owego przechodziska naocznego, żeby uwagę nieprzyjacioł zwrócić na tę drogę i żeby tamci inędy przechodzący całkiem ukrytemi zostali. 3. Gdy zaś tylna straż była przy wąwozie, przez który trzeba było przeyść, żeby się dostać na wierzchołek góry, wtedy spuszczali Barbarzy okrągłopotoczyste bryły skał mogące pojedynczo cały wóz zawalić[4], oraz większe i mnieysze kamienie, które potoczone odbijając się od skał pryskały jakby z procy miotane[5]; niemożna było żadnym sposobem zbliżyć się do owey drogi. 4. Niektórzy zaś setnicy, gdy tędy nie można było przystąpić, usiłowali przeyść inędy; i kusili się o to do samego zmierzchu. Gdy zaś rozumieli, że można już było odeyść znienacka, tedy poszli na wieczerzą; a było wielu z tylney straży, którzy nawet obiadu ieszcze nie jedli. Wszelako nieprzyjaciele zapewne z bojaźni nie przestali przez całą noc spuszczać kamieni, co znać było z łoskotu. 5, Owi zaś którzy mieli przewodnika obszedłszy w koło trafili na straż przy ogniu siedzącą; i zabiwszy jednych, a drugich zaś rozpędziwszy sami tam się zostali mniemając że sam szczyt góry osiedli. 6. Omylili się jednak, bo sam czub góry był jeszcze wyżey nad niemi, gdzie owa ciasna droga była nad którą siedziała straż. Wszelako ztamtąd był przystęp do nieprzyjacioł, którzy nad ową widoczną drogą siedzieli.
7. Tam przepędzili tę noc. Ale gdy się dzień pokazał, poszli po cichu w szyku bojowym na nieprzyjacioł; bo też i mgła była, tak że kryjomu zbliżyć się mogli. Ale gdy się wzajemnie uyrzeli i trąba dała się słyszeć, tedy Grecy uczyniwszy okrzyk rzucili się na owych ludzi; ale ci nie czekali ich, lecz opuściwszy drogę uciekali tak że niewielu z nich zginęło; bo byli lekko ubrani. 8. Owi zaś którzy byli z Chejrizofem usłyszawszy dźwięk trąby, natychmiast puścili się w górę do owey widoczney drogi; inni zaś wodzowie postępowali przez nieutorowane drogi, gdzie komu wypadało, i pięli się do góry jak mogli, pomagając sobie wzajemnie oszczepami. 9. I ci nayprzod połączyli się z tamtemi którzy o w plac pierwey zajęli. Xenofon zaś wziąwszy jedną połowę tylney straży, udał się ową drogą którędy szli ci którzy przewodnika mieli (albowiem ta była naydogodnieysza dla pociągowego bydła), drugą zaś połowę w tyle tuż za pociągowym bydłem uszykował. 10. Tak zaś postępuiąc trafili na pagórek nad drogą zajęty od nieprzyjacioł, których trzeba było spędzić, żeby nie być odciętemi od innych Greków. Choć i oni wprawdzie mogli udać się tąż samą drogą którą inni poszli, ale pociągowe bydło nie mogło przeyść inędy. 11. W takim więc razie dodawając sobie na wzajem ochoty wpadają kompaniami urządkowanemi (czyli prostemi kolumnami) na ow pagórek, ale nie w zamiarze otoczenia go, owszem zostawując drogę nieprzyjaciołom, ieżeliby im się chciało uciekać. 12. I dopotyć wprawdzie na wdzierających się gdzie i jak kto mógł na górę Barbarzy strzelali z łuków i rzucali na nich, ale skoro się już zbliżyli, nie czekali, lecz opuściwszy to mieysce ucieczką się ratowali. A tak tędy przeszli Grecy, lecz postrzegli przed sobą inny pagórek także zajęty; postanowili tedy znowu i to mieysce zdobywać. 13. Uważając zaś Xenofon, że skoroby ten zdobyty pagórek całkiem od niego opuszczony został, tedyby nieprzyjaciele znowu go zająwszy napadali na przechodzące, jarzmowe zwierzęta (bo wlokły się długim pasmem idąc przez ciasną drogę) zostawił na pogórku setników jakoto Kefisodora Kefisofończyka z Aten i Amfikratesa Amfidemończyka także z Aten i Archagorasa wychodzca z Argos; sam zaś postępował z resztą do drugiego pagorka i zdobyli go tymże samym sposobem. 14. Lecz jeszcze im się pozostał trzeci czub góry daleko przykrzeyszy do wstąpienia, który sterczał nad ową w nocy od ochotników greckich przy ogniu zdybaną strażą nieprzyjacielską. 15. Ale gdy Grecy bliżey do niey przystąpili, tedy Barbarzy opuścili to mieysce bez walki tak, że się to wszystkim zdało być rzeczą dziwną i domyślali się, że z bojaźni, aby nie byli zewsząd otoczeni mieysce to opuścili. Ale oni już postrzegłszy z góry co się w tyle działo, przeto wszyscy poszli przeciwko tylney straży.
16. Xenofon dążył wprawdzie z naymłodszemi ludźmi na wierzchołek góry, innym zaś rozkazał zwolna nadchodzić, żeby się ostatnie kompaniie z niemi połączyć mogły; i rzekł żeby ci którzy się posuwali drogą na równinie w szyku pod brónią stanęli, 17. W tym przybiegł pędem Archagoras Argieyczyk i rzekł że z pierwszego pagórka są spędzeni i że Kefisodor i Amfikrates i inni zginęli, którzy niedośpieli ze skały zeskoczyć, aby się do tylney straży dostali[6]. 18. Barbarzy tego dokazawszy weszli na pagórek który owemu czubowi górnemu był przeciwległy; i rozmawiał Xenofon z niemi przez tłómacza względem przymierza i prosił o trupy poległych. 19. Ci też zezwolili na ich wydanie pod warunkiem, żeby wiosek nie palono. Xenofon przystał na to. Ale w tym gdy drugi oddział woyska przeciągał i gdy ci o to traktowali, tedy tam wszyscy nieprzyjaciele stanęli, którzy się z tego mieysca zebrali. 20. Ale skoro tylko zaczęli schodzić z owego czuba górnego do drugich którzy pod brónią stali, tedy dopiero wpadli tam nieprzyjaciele hurmem i z wielkim wrzaskiem; i gdy przyszli na śpicę owego czuba z którego Xenofon schodził, poczęli spuszczać ogromne kamienie; i skruszyli jednemu goleń, a Xenofonta opuścił był giermek tarczę noszący; 21. lecz Eyryloch z Luzyi Arkadczyk hoplita nadskoczył do niego i zasłoniwszy siebie i iego usunął się, a reszta uszła do towarzyszów w w szyku pod brónią stojących.

22. Odtąd było całe Greckie woysko zebrane i rozkwaterowali się tam po różnych i pięknych domach mających podostatkiem żywności; albowiem była taka obfitość wina że go w parskach wytynkowanych chowano. 23. Xenofon i Chejrizof wyrobili to, że za wydaniem przewodnika otrzymali ciała umarłych; i wykonali wszystko około ciał umarłych co tylko można było, jak przystoi według zwyczaju na mężów walecznych. 24. Nazajutrz ciągnęli bez przewodnika, nieprzyjaciele zaś częścią zaczepiając częścią ciaśniny wprzód zaymując bronili przechodu. 25. Kiedy więc przedniey straży przeszkadzali, wtedy Xenofon z tyłu zdobywając góry otwierał zator przechodu przodkującym[7], usiłując dostać się wyżey niż przeszkadzający byli, 26. Kiedy zaś na tylną straż napadali, tedy Chejrizof wszedłszy na górę i usiłując jeszcze wyżey się dostać nad przeszkadzających otwierał zatór przechodu dla tylney straży. A tak zawsze sobie na wzajem dopomagali i pilne staranie jeden o drugiego mieli. 27. Bywało zaś niekiedy że Barbarzy będącym nawet już na górze wtedy kiedy się znowu z niey spuszczali, wiele przykrości czynili; bo byli tak letkonogiemi, że choć się blisko znaydowali, jednak potrafili się ucieczką ratować; zwłaszcza że oprocz łuku i prócy nic więcey nie mieli do noszenia. 28. Byli także dobremi łucznikami; a mieli łuki prawie trzyłokciowe i strzały dłuższe nad dwa łokcie; napinali zaś cięciwy, kiedy strzelać chcieli, za pomocą lewey nogi stawiając ją na dolną część łuku. Strzały zaś przeszywały tarcze i pancerze. Używali ich zaś Grecy kiedy się im nadarzyły zamiast pocisków, przyprawiwszy do nich rzemień. W tych stronach byli Kreteńczycy naypożytecznieyszemi; a dowodził niemi Stratokles Kreteńczyk.
Rozdział III.

1. Tego zaś dnia odpoczywali sobie po wsiach nad równiną rozciągającą się wzdłuż rzeki Kentrytes szerokiey na dwa pletra, która dzieli Armenią od kraju Karduchów; i wytchnęli tam sobie Grecy patrząc z upodobaniem na równinę. Od gór Karduchów aż do rzeki czyniła odległość około sześciu lub siedmiu stadyow. 2. Wtedy więc odpoczywali sobie w słodkim uczuciu mając i żywności podostatkiem i przypominając sobie wycierpiane dawniey trudy. Przez całe bowiem siedm dni przechodząc przez kray Karduchów znaydowali się w ustawiczney walce i wycierpieli taką niedolą, jakiey zgoła od Króla i Tyssafernesa nie doznali. Jako więc uwolnieni od niey słodko sobie wczasowali.

Treść.
Nowe trudy i kłopoty. Trzy bowiem rzeczy zdawały się przeszkadzać przeprawie przez rzekę; sam gwałtowny pęd wody i głębokość koryta, mnostwo Barbarów na przeciwnym brzegu rzeki, a z tyłu strzały Karduchów. Lecz przez sen Xenofonta zdarzyło się, że woysko jakoby z więzow uwolnione brodem przeszło; gdzie przemysł Xenofonta osobliwie wiele dokazał.

3. Równo zaś ze dniem uyrzeli z tamtey stróny rzeki jezdzców uzbrojonych (jako) chcących im zabrónić przeprawy; a nad brzegami rzeki piechotę rozstawioną cokolwiek wyżey od jazdy jako zamyślającą zabronić im wkroczenie do Armenii. 4. A byli to najemni żołnierze Orontasa i Artucha Arminianie i Mardonianie i Chaldeyczycy. Powiadano zaś, że Chaldeyczycy byli ludem wolnym i bitnym, a mieli w mieyscu broni długie plecione tarcze i włocznie. 5. Same zaś brzegi czyli przygorki[8] na których się ich szyki rozstawiły, były na trzy lub cztery pletra od rzeki oddalone. Jedną zaś tylko widać było drogę, w górę prowadzącą jakoby rękoma ludzkiemi udziałaną. Tamtędy usiłowali Grecy przeyść. 6. Ale gdy się o to kusili dosięgała woda aż po nad brodawki piersiowe, a dno rzeki było dla wielkich i śliskich kamieni niedogodne ani też można było przez wodę idąc bróni lub tarczy trzymać; bo w takim razie pęd rzeki ją porywał; a ktoby kolwiek broń nad głowę podniósł, tenby został nagi i wystawiony na strzały i inne pociski; cofnęli się więc i rozłożyli się obozem nad rzeką.
7. Tam zaś gdzie przeszłey byli nocy, uyrzeli na górze Karduchow licznie i z brónią w ręku zebranych. W takim razie ogarnął Greków wielki strach, bo widzieli trudność przeprawy przez rzekę, widzieli także ludzi zabraniaiących im przeprawy, widzieli oraz że Karduchowie na maiących się przeprawić z tyłu nacierać będą. 8. Tego więc dnia i tey nocy w wielkiey zostawali trudności. Lecz Xenofontowi taki się sen obiawił: zdawało mu się iak gdyby był łancuchami związany, ale że mu one same odpadły, tak, że był uwolniony i że chodził gdzie chciał. Na świtaniu poszedł do Chejrizofa i powiedział mu, że ma nadzieię dobrego powodzenia i oraz mu sen swóy powiedział. 9. Ten się dużo ucieszył i na tychmiast na samym świtaniu zaięli się wszyscy przytomni wodzowie czynieniem ofiary; i były ofiary zaraz z początku pomyślne, A odszedłszy od obrządku ofiarnego wodzowie i setnicy rozkazali woysku ieść śniadanie. 10. W tym gdy Xenofon iadł śniadanie, przyszło do niego dwóch młodzieńcow; wiedzieli bowiem wszyscy, że wolny był przystęp do niego podczas śniadania i obiadu, a ieżeli spał, kazał się obudzić, skoro kto miał iaki interes tyczący się woyny. 11. Ci wtedy powiadali, że zbieraiąc raz chrost na ogień, spostrzegli na tamtey stronie między skałami które się do samey rzeki przytykaią, starca, kobietę i dziewki. Ci ludzie kładli worki z odzieżą do skalistey iaskini. 12. Przypatrując się temu zdawało się im, że tam można bezpiecznie przeyść; zwłaszcza że iezdzcom nawet nieprzyjacielskim niepodobny był przystęp do tego mieysca. Powiadali oraz że obnażywszy się chcieli przepłynąć z orężem przybocznym, ale idąc w wodzie przebrnęli nie zmoczywszy sobie ani nawet łona[9], tak więc przeszedłszy i zabrawszy owe szaty powrócili nazad.
13. Natychmiast więc Xenofon sam lał wino Bogom na cześć i chwałę i kazał młodzieńcow poczęstować, a Bogom, obiawiaiącym sen i bród, śluby czynić i inne dobre rzeczy wykonać[10]. Po tey zaś ofiarze mokrey natychmiast zaprowadził młodzieńcow do Chejrizofa, a ci mu toż samo opowiedzieli. 14. Co więc usłyszawszy Chejrizof czynił także mokrą ofiarę. Gdy zaś odprawili tę ofiarę pokropienia, rozkazali drugim mieć się na pogotowiu, sami zaś zwoławszy wodzów naradzali się jakby się naylepiey przeprawić, i iakby tych co przeciwko nim stali, zwyciężyć i ubezpieczyć się mogli od napaści nieprzyiacielskiey z tyłu[11]. 15. I postanowili że Chejrizof prowadząc iedną połowę woyska miał nayprzód przechodzić, druga zaś połowa miała przy Xenofoncie pozostać; a bydło pociągowe i czeladź loźna miały w środku umieszczone przechodzić. 16. Wszystko to ułatwiwszy ruszyli z mieysca; młodzieńcy zaś owi szli przodkiem maiąc rzekę po lewey ręce; drogi zaś aż do owego brodu było około czterech stadyow.
17. Tym czasem gdy oni postępowali, nadjechały szwadrony jezdnych przeciwko nim. Ale przybywszy do brodu i będąc nad skalistym lądem rzeki, stanęli w szyku boiowym, a sam Chejrizof był pierwszy który się uwieńczywszy i wyzuwszy[12] wziął znowu broń i wszystkim innym toż samo uczynić rozkazał, a setnikom zalecił prowadzić kompaniie kolumnami, częścią po iego lewey, częścią po prawey strónie. 18. Wieszczowie bili ofiary puszczając krew w rzekę; a nieprzyiaciele strzelali z łuków i ciskali z próc, lecz ieszcze nie dosięgali. 19. Ale że ofiary były pomyślne, więc wszyscy żołnierze zanócili pieśń woienną czyli pean i wołali alala[13], toż samo wykrzykiwały wszystkie kobiety. Było bowiem wiele dziewek w woysku.
20. Chejrizof więc wstąpił z swoiemi ludźmi w wodę; Xenofon zaś wziąwszy nayraźnieyszych ludzi z tylney straży pobiegł znowu co żywo do owey drogi idącey do przechodziska w góry Armeńskie, zmyślając iak gdyby tędy chciał przebrnąć i odciąć ową iazdę nad rzeką stoiącą. 21. Nieprzyiaciele zaś widząc iak łatwo Chejrizof z ludźmi swoiemi przeszedł przez wodę, widząc także iak i Xenofon z oddziałem swoim nazad bieżał, poczęli, z boiaźni żeby niebyli odciętemi, na umór uciekać aż do owego w górę od rzeki idącego przechodziska. Gdy zaś przyiechali na ową drogę, puścili się wzwyż w górę. 22. Likios zaś maiący dowodztwo nad iazdą, a Ayszynes nad peltastami Chejrizofa widząc nieprzyiacioł pędem uciekaiących, puścili się za niemi w pogoń; żołnierze zaś zaczęli krzyczeć, że niepozostaną w tyle, lecz że pośpieszą za niemi na górę. 23. Chejrizof zaś przeciwnie przeprawiwszy się, nie puścił się za jazdą w pogoń, lecz natychmiast poszedł wzdłuż lądu nad rzeką rozciągającego się przeciwko owym nieprzyiaciołom na górze (będącym). Ci zaś (na górze będący) widząc swoią jazdę uciekaiącą, widząc także Hoplitow tuż za nią pędzących, opuścili owe przygórki nad rzeką.
24. Xenofon zaś widząc, że z tamtey stróny wszystko dobrze poszło, wrócił czym prędzey do przeprawuiącego się woyska; albowiem iuż widać było Karduchów schodzących na równinę w zamiarze uderzenia na tylną straż. 25. Chejrizof osadził był górę, a Likios z garścią ludzi puściwszy się w pogoń zdobył pozostałe wozy ładowne pięknemi szatami i naczyniami do picia. 26. Właśnie ieszcze bagaże Greckie i loźna czeladź przez rzekę przechodziły, gdy Xenofon obróciwszy się Karduchom czoło stawił; i rozkazał setnikom każdą swoię kompaniią na cztery cugi (plutony) podzielić i aby każdy cug w lewą zachodził dla uformowania falangi, a tak mieli setnicy i wodzowie cugów na Karduchów uderzyć, wodzowie zaś tyłu (czalu) nad rzeką stanąć.
27. Karduchowie zaś widząc że przystawa żołnierzy strzegąca ciurów na tyle przerzedziła się i że iuż mało ich widać było, puścili się pędem na nich, śpiewaiąc nieiakieś pieśnie. Chejrizof zaś, ponieważ u niego wszystko w bezpieczeństwie było, posłał do Xenofonta Peltastów, procarzy i łucznych strzelców i kazał im czynić, coby im ten zalecił. 28. Xenofon zaś widząc nadchodzących posłał do nich umyślnego z rozkazem, aby nieprzechodząc, nad rzeką na niego czekali; lecz że, skoroby on z ludźmi swoiemi przeprawiać się zaczął, mieli ku niemu z obu iego strón zbliżać się, iak gdyby, do przeprawienia się gotowi, zwłaszcza miotacze (śmigacze) z wymierzonemu pociskami, a łucznicy z napiętemi lukami; lecz nie mieli daleko w rzekę wchodzić. 29. Swoim zaś ludziom rozkazał, skoro tarcza od donoszącey iuż procy uderzona szczęknie, w takim razie mieli zanociwszy Pean puszczać się raz wraz na nieprzyjaciół, lecz skoro nieprzyjaciele tył podadzą, a od rzeki trąba da znak do attaku, żeby obrociwszy się w prawą wodzowie czalu przodkowali, a wszyscy co żywo biegli i przechodzili każdy na mieyscu swoim w porządku, żeby jeden drugiemu nie przeszkadzał; a że ten będzie naylepszy, kto pierwszy na tamtey strónie rzeki stanie.
30. Karduchowie zaś widząc że mało się ich iuż pozostało (wjelu bowiem z tych którym rozkazano pozostać się, porozchodziło się mając na pieczy zwierzęta jarzmowe, bagaże i dziewczęta) natarli w takim razie żwawiey, i zaczęli z próc ciskać i z łuków strzelać. 31. Grecy zaś zanociwszy Pean hurmem i pędem rzucili się na nich; ale ci nie dotrzymali placu; byli bowiem jak górale dostatecznie uzbrojeni do napadów i spiesznego uciekania, ale nie dość sposobni do walki wręcz. 32. Wtym zabrzmiala trąba, a nieprzyjaciele jeszcze tym śpieszniey uciekali; Grecy zaś zwróciwszy się uciekali przez rzekę jak nayprędzey. 33. Niektórzy zaś z nieprzyjacioł postrzegłszy to przybiegli znowu nad rzekę i strzelając z łuków ranili kilku; ale widać było, że wielu z nich, choć już Grecy byli na tamtey strónie, jeszcze uciekało. 34. Owi zaś którzy na pomoc przyszli mężnie sobie poczynając i daley się niż potrzeba było posuwając poźniey już po przeyściu ludzi Xenofontowych znowu się przeprawili, więc i z tych niektórzy byli ranieni.

Rozdział IV.
Treść.
Stąd wkroczyli do Armenii i przeszedłszy przez zrzodła rzeki Tygrys przybyli do rzeki Teleboas w zachodniey Armenii. Tam z Terybazem Satrapą owey krainy stosownie do jego prośby, przymierze zawarli. Lecz pomimo to jednak ten człowiek zaraz z wielkim woyskiem na nich szedł i zdradę knował.

1. Przeprawiwszy się około południa umaszerowali w szyki sprawieni przez Armenią po równinie i gołych[14] pagórkach niemniey nad pięć Parasangow, albowiem nie było blisko rzeki wsiow z przyczyny wojen z Karduchami. 2. Wieś owa zaś do którey przyszli, była wielka i miała zamek dla Satrapy, a większa część pomieszkań miała wieże; żywności też tam było podostatkiem. 3. Stąd zaś umaszerowali dwoma noclegami dziesięć Parasangów aż przeszli przez zrzodła rzeki Tygrys. Stąd zaś umaszerowali trzema noclegami piętnaście Parasangow aż do rzeki Teleboas. Tać wprawdzie nie była wielka, ale piękna i było tam wiele wiosek nad tą rzeką. 4. Ta kraina nazywała się Armenią zachodnią. Terybazos był Satrapą nad nią maiący wielką łaskę u Króla, a kiedy się on przy nim znaydował, tedy nikt inszy Króla na konia nie wsadzał. 5. Ten nadjechał z jezdnemi i posławszy przodkiem tłómacza, oświadczył, że życzy sobie rozmówić się z naczelnikami. I postanowili wodzowie wysłuchać go; a zbliżywszy się na odległość donośnego głosu[15] pytali się czego żąda. 6. Ten zaś odpowiedział, że życzy sobie przymierza, wedle którego ani on Grekom szkodzić nie miał; ani oni pomieszkali jego palić nie mieli, otrzymać zaś mogli tyle żywności, ile im potrzeba było. Przystali więc na to wodzowie i zawarli przymierze pod tym warunkiem.
7. Stąd umaszerowali trzema noclegami przez równinę piętnaście Parasangow; ale Terybazos szedł tuż za niemi, maiąc swoie woysko w odległości niemal dziesięciu stadyow i przybyli do wielu zamków i wsiów na okoł leżących, gdzie było podostatkiem różney żywności. 8. A gdy stanęli obozem, spadł w nocy wielki śnieg i postanowiono zrana hufce woyska i wodzów po wsiach rozkwaterować; albowiem nie widzieli żadnego nieprzyjaciela i zdawało im się tam być bezpiecznie z przyczyny wielkiego śniegu. 9. Tam mieli wszelkie zapasy żywności jakie służą do wygody, bydło na rzeź, zboże, stare wino wonne, rozynki i rozmaite jarzyny. Niektórzy zaś co się od obozu daley porozbiegali, powiadali że widzieli woysko i że się w nocy wiele ogniow pokazywało. 10. Zdawało się więc wodzom być rzeczą niebezpieczną woysko w pojedyncze kwatery rozkładać, i daleko dogodniey mieć je w kupie zebrane. Więc się znowu z sobą zeszli, albowiem zanosiło się na pogodę[16]. 11. A gdy tam nocowali, spadł wielki śnieg tak że obsypał broń i ludzi leżących, a i jarzmowe zwierzęta były jakoby skrępowane i trudno było podnieść się do góry, albowiem spadły śnieg był dla tego z leżących, gdzie nie przeciekało, ciepły. 12. Ale gdy Xenofon nago ośmielił się wstać dla urąbania drew, natychmiast porwał się ieszcze ktosiś chcąc go wyręczyć w tey pracy. 13. Następnie i inni wstawszy rozpalili ogień i namaszczali się; znaleziono tam bowiem wiele maści, którey używano zamiast oleju, przyprawney z liliów[17] i z sezamu i migdałów gorzkich i z terpetynowego drzewa. Znaleziono oraz i drogie oleyki złych samych rzeczy robione.
14. Potym znowu postanowiono rozkwaterować się po wsiach w chałupach. Tu już żołnierze z wielkim okrzykiem i radością biegli do chałup i po żywność. Jlu ich zaś pierwey tam będąc przy odeyściu domy pozapalało, ci za to pod gołym niebem źle umieszczeni odpokutować musieli. 15. Stąd wysłano w nocy Demokratesa Temenitę, przydawszy mu kilku ludzi, na góry, gdzie czaty miały widzieć ognie; ten bowiem uważany był za człowieka, który i dawniey w podobnym razie nigdy się z prawdą nie minął i wszystko jak było albo jak niebyło wiernie opowiadał. 16. Ten powróciwszy rzekł, że nie widział w prawdzie ogni, ale przyprowadził schwytanego człowieka, który miał Perski łuk i saydak i berdysz, jakich i Amazonki używają. 17. Spytany skądby był rodem rzekł, że jest Persyanin i że szedł od woyska Terybazowego aby gdzie żywności dostać. Ci go zaś pytali, jak wielkieby to woysko i w jakimby celu zgromadzone było. 18. Ten zaś odpowiedział, że Terybazos miał nie tylko swoie własne woysko, lecz oraz Chalibow i Taochow na żołdzie jego będących i że jest, rzekł, na pogotowiu w ciasnych nad przechodziskiem góry wąwozach tam gdzie jedyna[18]tylko droga była na Greków uderzyć.
19. Gdy wodzowie o tym usłyszeli, postanowiono woysko ściągnąć i natychmiast zostawiwszy załogę na straży i przydawszy pozostałym za wodza Sofaynetesa Stymfalczyka wymaszerowali, mając owego człowieka poymanego za przewodnika drogi. 20. Gdy przebyli góry i gdy Peltaści idąc przodkiem uyrzeli oboz, nie czekali na Hoplitów, lecz krzykiem napadli na ów oboz. 21. Barbarzy zaś usłyszawszy ten wrzask, nieczekali, lecz poczęli pierzchać; iednakże zginęło kilku z Barbarów i zdobyto do dwudziestu kóni, nawet namiot Terybaza wzięto, a w nim były łóżka ze śrebrnemi nogami, i naczynia do picia, oraz ludzie którzy się za piekarzow i podczaszych wydawali. 22. Dowódzcy Hoplitów uwiadomieni o tym wszystkim postanowili jak nayśpieszniey zwrócić się do obozu, żeby ci którzy tam pozostali, nie byli napadnięci. I natychmiast dano znak trąbą do odwrotu i ieszcze dnia tego stanęli w obozie.

Rozdział V.
Treść.
Dla tego opuściwszy wioski musieli pod gołym niebem nocować i dla wielkiego śniegu biedę cierpieć. Potym przez kilkanaście dni zostawali w wielkim niebezpieczeństwie zdrowia i życia, a to z przyczyny tęgich mrozów i głębokich śniegów, oraz będąc przyciśnieni głodem i mając nieprzyjaciół tuz za sobą, Na koniec dostali się do wiosek, napełnionych wszelkiemi zapasami żywności, gdzie przez siedm dni hoynie sobie używają i ciałom swoim dogadzają.

1. Nazajutrz postanowili wyruszyć jak nayśpieszniey, nimby się woysko nieprzyjaciół znowu zebrało i ciaśniny osadziło. Uszykowawszy więc niebawnie sprzęty swoie szli przez głęboki śnieg mając z sobą wielu przewodników i jeszcze tego dnia dostali się na wierzch gór gdzie na nich Terybazos uderzyć zamyślał i rozłożyli się tam obozem. 2. Stąd uszli trzema noclegami piętnaście Parasangów przez puste okolice aż do rzeki Eufratu i przebrnęli przez nią, gdy im woda po pas[19] tylko sięgała. A były, jak powiadano, tam niedaleko zrzodła tey rzeki. 3. Stąd uszli przez głębokie śniegi i po równinie trzema noclegami piętnaście Parasangów. Ale trzeci dzień pochodu był im okropny, bo mieli sobie przeciwny wiatr wiejący ze stróny połnocnowschodniey, który wszystko całkiem zwarzył i ludzi mroził. 4. W tym razie więc jeden z wieszczów radził wiatrowi przynieść ofiarę i przynieśli ofiarę; i oczywiście pokazało się, że pofolgowała ostrość wiatru. A była głębokość śniegu na sążeń; tak że wiele jucznych bydląt i niewolników i do trzydziestu żołnierzy życie utraciło. 5. A przepędzili noc przy palącym się ogniu, było bowiem wiele drew na stanowisku, lecz ci którzy poźniey nadchodzili, nie mieli drew. Owi więc którzy pierwey przyszli i ogień rozniecili byli, niedopuszczali do ognia tych którzy się opóźnili, jeśli im nie udzielili pszenicy albo inney jakiey żywności, którą mieli. 6. W takim razie więc udzielali sobie na wzaiem wszyscy z tego co mieli. Gdzie się zaś ogień palił, robiły się, gdy śnieg stopniał, duże wądoły aż do samego dna; gdzie już głębokość śniegu zmierzyć można było.
7. Stąd zaś nazajutrz cały dzień brnęli przez śniegi i wiele ludzi cierpiało z przemorów. Xenofon zaś tylną straż prowadząc i trafiając na takich ludzi upadłych nie mógł pojąć, coby to za choroba była. 8. A gdy mu jeden z ludzi biegłych tego powiedział, iż oni zapewne mrą i że pożywiwszy się czym powstaną, obszedłszy jarzmowe bydlęta jeśli gdzie jaką żywność postrzegł, wydzielał ją albo posyłał przez biegać ieszcze mogących, aby między zgłodniałych rozdawali. Gdy więc cokolwiek podjedli, wstali i szli daley. 9. W ciągu zaś tego pochodu około mroku zbliżył się Chrjrizof do pewney wioski i zastał kobiety i dziewczęta wieyskie przy zdroju przed zagrodą wodę czerpające. 10. Te pytały się ich co by za jedni byli. Tłomacz zaś odpowiedział po persku, że od Króla szli do Satrapy. One zaś odpowiedziały, że go tu niemasz, i że stąd do niego było blisko parasangi drogi. Ale ci ponieważ już poźno było, poszli w raz z owemi kobietami wodę niosącemi przez zagrodę do woyta. 11. Tu tedy Chejrizof i tylu z woyska, ilu ich zdążyć mogło, stanęli obozem. Inni żołnierze, którzy niemogli zdążyć, nocowali w drodze bez jedzenia i ognia; i tam niektórzy z nich śmierć swą znaleźli. 12. Do tego ieszcze nieprzyjaciele w pewney liczbie zebrawszy się napadali i zabierali zmęczone bydło i czubili się o to między sobą. Pozostali się także niektórzy żołnierze na mieyscu częścią że od śniegu wzrok utracili, częścią dla tego że mieli palce u nog od mrozu nadpsute. 13. Zaradczy zaś środek ochraniający oczy od śniegu był, mieć w drodze przed oczyma co czarnego, a dla nóg, aby być w ustawicznym ruchu i nigdy nieodpoczywać, a na noc zdjąć z nog obuwie. 14. Kto tylko w skoczniach[20] spał (na mrozie), temu rzemienie wrzynały się w nogi i skorznie przylgnęły. Nosili bowiem, gdy im zabrakło starego obuwia, karbatyny (kurpie) robione ze skóry wołowey świeżo zdartey. 15. Dla takiego więc utrapienia niektórzy żołnierze pozostawali się w tyle; uyrzawszy czarne jakie mieysce gdzie śniegu brakowało, domyślali się, że stopniał; a w samey rzeczy też stopniał z przyczyny zdroju jakiego, który się pobliżu w debrzy (parowie) kurzył. Tam zboczywszy z drogi usiedli i niechcieli już w cale daley postępować. 16. Poznawszy to Xenofon dowodzca tylney straży prosił i zaklinał ich na wszystko, aby niezostawali w tyle, dodając że nieprzyjaciele w wielkiey liczbie tuż za niemi idą; nakoniec z gniewem na nich powstawał. Ale byli i tacy, którzy kazali się zabić, niemogąc żadną miarą daley postąpić. 17. W takim razie zdało mu się być naylepszą rzeczą, nieprzyjaciół tuż za niemi postępuiących, gdyby można było strachu nabawić, aby się nie rzucili na tych strudzonych biedaków. Już było ciemno, a nieprzyjaciele nadchodzili z wielkim wrzaskiem kłocąc się względem owych rzeczy, których zarwali. 18. Wtedy ci którzy jeszcze zdrowi byli z tylney straży zebrawszy się natychmiast natarli na nieprzyjaciół; leżący nawet krzyczeć przynaymniey podług sił swoich dopomogli, bijąc przy tym tarczami o lance. Przestraszeni nieprzyjaciele uciekli przez śnieg w parowę i odtąd ani słychać ich wcale nie było.
19. Xenofon i ci którzy z nim byli przyrzekłszy chorym że nazajutrz przyydą niektórzy do nich, postępowali daley, a nie uszedłszy ieszcze cztery stadya, napotkali już na żołnierzy którzy otuliwszy się spoczywali w śniegu nierozstawiwszy nawet straży i poobudzano ich. 20. Ci powiadali że przodkuiący także nie ruszają się z mieysca. Xenofon zaś przeszedłszy pomimo wysyła przodkiem przed sobą naysilnieyszych Peltastow i każe im patrzać jaka temu była przeszkoda. Ci wiadomość przynieśli iż całe woysko tak spoczywa. 21. Xenofon tedy podobnież tamże z ludźmi swemi stanął, ale musieli bez ognia i posiłku noc przepędzić, rozstawiwszy według możności straż na około. Gdy iuż dnieć zaczęło, wysłał Xenofon naymłodszych ludzi do owych schorzałych żołnierzy z rozkazem aby ich wskorsali[21] i do dalszego pochodu przymusili. 22. Potym przysyła Chejrizof kilku ludzi ze wsi na wywiedzenie się o położeniu tylney straży. Przyięto ich z radością i oddano im chorych końcem przeniesienia ich do obozu, sami potym w dalszą drogę się udali; i nie uszedłszy dwadzieścia stadyow przyszli do wioski, w którey Chejrizof zostawał. 23. Tak zszedłszy się razem postanowili rozłożyć oddziały woyska po wsiach. Chejrizof pozostał w tym samym mieyscu, inne zaś oddziały poszły iak wypadło losem każdy do swoiey wioski, które widać było.
24. Tu Setnik Polikrates Ateńczyk prosił o pozwolenie wyyścia przodkiem; i wziąwszy z sobą samych letkonogich żołnierzy dąży do wioski, która Xenofontowi losem przypadła, zdybał tam wszystkich wieśniaków i samego woyta; znaleźli oraz i siedmnaście zrzebców dla Króla na daninę chowanych; a nawet corkę woyta od dziewięciu dni dopiero zaślubioną; mąż iey w ten czas właśnie polował na zaiące i nigdzie go znaleść nie można było. 25. Pomieszkania w tym mieyscu były podziemne, wchod do nich był podobny do otworu studziennego, ale na dole dosyć obszerne; dla bydła weyście było wykopane, ludzie zaś musieli po drabinie wchodzić. Wtych były kozy, owce, bydło, drob, każde z młodemi swoiemi; bydlęta zaś wszystkie tamże pod ziemią pastwą żywiono. 26. Znaleziono też tam i pszenicę, ięczmień, iarzyny i wino ięczmienne[22] w kadziach (konwiach); a same ziarna ięczmienne pływały na wierzchu w tych naczyniach, w które pokładzione były większe i mnieysze cewki bezkolankowate ze trzciny. 27. Te trzeba było, komu się pić chciało, wziąść w usta i smoktać ten napóy; który iednak bez domieszania wody był zbyt mocny, ale oraz dla przyzwyczaionych do niego bardzo przyiemny.
28. Xenofon przyzwał woyta wsi do stołu swoiego i kazał mu być dobrey myśli, mówiąc, że dzieci nikt mu nie weźmie, ale że owszem przy odeyściu dom jego żywnością napełnią, jeżeli się okaże że on woysku dobrze czynił do poty; poki nie przyydą do innego narodu. 29. Ten zaś przyobiecał wszystko i na dowod dobrych chęci swoich pokazał mieysca, w których wino było zakopane. Tak tedy przepędzili tę noc w dostatkach, pilnowali jednak owego woyta i dzieci jego na oku mieli. 30. Dnia następuiącego udał się Xenofon z woytem do Chejrizofa; w drodze gdzie tylko wieś była wstępował do niey, odwiedzaiąc rozłożonych tam żołnierzy i wszędzie ich hoynie używających i wesołych zastał, z żadnego mieysca nie wypuszczono ich bez uczęstowania śniadaniem; 31. Nie było tam stołu któryby nakryty niebył mięsem jagnięcym, koźlęcym, wieprzowym, cielęcym, rożnym ptastwem i chlebem pszennym lub jęczmiennym. 32. Jeżeli tedy kto chciał okazać szacunek swoy innemu poczęstowaniem, zaprowadził go do takiey konwi z którey nachyliwszy się musiał jak woł smoktać. Woytowi pozwalali nad to brać co chciał. Ten jednak nic nie przyjął; gdzie zaś kogo z krewnych swoich uyrzał, tego do siebie brał.

33. Przybywszy do Chejrizofa znayduią także jego żołnierzy w gospodzie uwieńczonych suchą trawą i posługuiących im chłopców Armeńskich w sukniach Barbarskich, którym Grecy jak gdyby głuchym na migi rozkazywali. 34. Chejrizof przywitawszy się z Xenofontem pytali się woyta przez tłómacza język perski znającego, co by to za kraina była. Ten odpowiedział iż to była Armenija. Znowu zapytany dla kogo owe konie żywiono, odpowiedział, że dla Króla na haracz. Dodał nadto iż kray Chalibow był naybliższym, i zaraz drogę do niego wskazał. 35. Potym zaraz odprowadził go znowu Xenofon do familii, dał mu konia z tych które miał już nie młodego do żywienia i poświęcenia na ofiarę, gdy bowiem słyszał, że był ślubem poświęcony słońcu, lękał się by mu nie zdechł będąc zmęczony w dalekiey drodze; sam zaś (Xenofon) wziął od niego młode konie i porozdawał je między wodzow i setnikow. 36. Były w prawdzie te tu konie mnieysze od perskich, ale daleko dzielnieysze. Potym tenże woyt nauczył ich obuć koniom i bydlętom nogi pewnemi workami, ile kroć je maią prowadzić przez śniegi; bo bez worków więzłyby po brzuchy.
Rozdział VI.
Treść.
Stąd daley idących trzeciego dnia przewodnik opuszcza, będąc od Chejrizofa źle traktowany. Więc bez przewodnika tułając się na koniec siódmego dnia przybywają do rzeki Fazys. Stąd uszedłszy dwa dni drogi zbliżają się ku górom opanowanym przez Chalibow, Taochow i Fazyanow.

1. Gdy nadszedł dzień ósmy, oddał woyta Chejrizofowi na przewodnika drogi, zostawiwszy Woytowi wszystkich domowników oprocz syna już dorastającego, którego Epistenowi Amfipolitańczykowi pod straż oddał, aby go oycu powrócił wtedy, kiedy on im dobrze przewodniczyć będzie. A w dom iego ponaprzynosili rożnych podarunków ile tylko mogli, i ruszywszy się z mieysca ciągnęli daley. 2. Woyt wolny od więzów przewodniczył im przez śniegi; iuż byli w ciągu do trzeciego obozu, gdy się Chejrizof na niego rozgniewał że ich do wiosek nie prowadził. Ten się zaś wymawiał, że tu żadnych nie było. Chejrizof zaś pobił[23] go, ale jednak nie kazał go związać. 3. Dla tego też on w nocy uciekł, porzuciwszy syna. Zdarzenie to było przyczyną pierwszego poróżnienia się Xenofonta z Chejrizofem, jedynie dla tego, że Chejrizof skrzywdziwszy przewodnika niedał na niego baczności. Syna zaś zostawionego Epistenes bardzo polubił, wziął go z sobą do domu i służył mu bardzo wiernie.
4. Potym postępując codzień pięć Parasangow przyszli w ciągu siedmiu noclegów aż do rzeki Fazys[24] szerokiey na jedno pletrum. 5. Stąd znowu daley postępuiąc uszli dwoma noclegami dziesięć Parasangow; ale nad przechodziskiem prowadzącym na zagórną równinę spotkali stojących na przeciwko sobie Chalibow i Taochow i Fazyanow. 6. Chejrizof uyrzawszy nieprzyjaciół nad przechodziskiem wstrzymał swóy pochod w odległości około trzydziestu stadiów, niechcąc zbliżać się w rozwlekłey linii[25] do nieprzyjaciół; rozkazał tedy innym dowodzcom kompaniami zachodzić, aby się wojsko w falangę uformowało, 7. Gdy zaś straż tylna nadeszła, zwołał wodzow i setników do siebie i tak do nich przemówił:
Nieprzyjaciele zajęli już jak widzicie przechodziska góry; czas też naradzenia się jakbyśmy z niemi naychwalebniey walczyli. 8. Według mego więc zdania, rozkażmy żołnierzom aby jedli śniadanie, a my naradziemy się, czyliby dziś lub jutro lepiey było przez górę przechodzić. 9. Z moiey zaś stróny, odezwał się Kleanor, radziłbym, abyśmy jak nayprędzey jedli śniadanie i jak nayprędzey porwawszy się do bróni na łych mężów uderzyli. Albowiem ieżeli dzisieyszy dzień zmitrężemy, tedy nieprzyjaciele którzy nas teraz widzą, staną się śmielszemi, a naturalna, że kiedy ci się ośmielą, to innych więcey przybędzie.
10. Po nim odezwał się Xenofon: Ja zaś tak sądzę że jeśli koniecznie mamy walczyć, tedy to trzeba nam ułatwić abyśmy w boju jak naymężniey walczyli; ale jeśli chcemy łatwo dostać się na górę, to zdaie mi się potrzeba nam uważać, abyśmy naymniey ran i naymniey straty w ludziach ponieśli. 11. Góra którą przed sobą widziemy rozciąga się nad sześćdziesiąt stadiów, ale z żadney strony na niey ludzi pilnujących na nas nie widać jak tylko nad tą drogą; więc daleko lepiey będzie próbować wkraść się na nieobsadzoną część góry i uprzedziwszy ich kryiomo zająć ją ieżeli można będzie, aniżeli z uzbrojonemi w mieyscu krzepkim zoslającemi mężami walczyć. 12. Wszak iest daleko łatwiey wniść na górę bez walki, aniżeli postępować na równinie gdzie z każdey stróny pełno nieprzyjaciół; i w nocy bez walki lepiey można widzieć to co pod nogami, aniżeli we dnie przy ustawicznych utarczkach; w reście i nierówna droga bez walki iest nogom daleko dogodnieysza, aniżeli równa kiedy głowy wystawione na pociski. 13. Niewidzę tu, zdaie mi się, niepodobieństwa wkradnienia się, gdyż w nocy tak iść można, aby nas niewidzieli, można nawet tak daleko od nich zboczyć, że nas niedosłyszą. Jeżeli udawać będziemy, że tędy chcemy przedzierać się, tedy inne części góry mniey strzeżone znaydziemy; albowiem tu nieprzyjaciele będą woleli gromadnie zostawać. 14. Ale do czegóż mam się rozwodzić nad zakradnieniem się? Albowiem ja słyszę, Chejrizofie, że wy Lacedemończykowie ilu was iest w gronie równorodnych[26], zaraz od samey młodości ćwiczycie się w kradnieniu; i że to nie iest hańbą, mając kradzież za rzecz potrzebną, w takim razie, kiedy prawa tego nie zakazuią. 15. Ale obyście jak nayzręczniey kradli i usiłowali ukrywać się, to iest u was ustawą, aby zdybany na kradzieży za to tylko był smaganym. A zatym masz teraz piękną porę pokazać próbkę twoiey nauki, mieć się jednak na baczności, aby nas nie zdybano wkradających się na górę, bobyśmy za to nie mało plag odebrali.
16. Na to Chejrizof: Ja, rzecze, słyszałem także, że i Ateńczykowie są mistrzami w kradzieży skarbu publicznego, chociaż wielkie niebezpieczeństwo złodziejowi grozi, i że właśnie Możnieysi w tey mierze celuią, gdyż u was Możnieysi tylko rządzić chcą; więc i ty masz teraz piękną porę pokazać próbkę twoiey nauki. 17. Dobrze, rzecze Xenofon to i ja gotow jestem zaraz po wieczerzy poyść z tylną strażą i zająć górę. Mam też przewodników drogi, bo Gimneci z zasadzki kilku z tych złodziejow za nami się z tyłu skradających złapali i od łych dowiedziałem się, że góra nie jest nieprzystępną, lecz że kozy i bydło na niey się pasą; tak że kiedy raz zaymiemy część góry, tedy i sprzężayne bydło będzie mogło przechodzić. 18. Spodziewam się jednak że i nieprzyjaciele nie będą na nas czekali, kiedy nas uyrzą rowno z sobą na wierzchu góry; bo nawet i teraz niechce im się schodzić do nas na równinę. 19. Chejrizof zaś rzekł: Dla czegóż ty masz poyść i opuszczać tylną straż? Pośliy raczey innych, jeżeli się nie znaydą jacy ochotnicy, 20. Na te słowa występuie Arystonym Metydryyczyk z Hoplitami, Arysteasz z Chios z Gimnetami i z takiemiż Nikomach z Ojety; i stanęła między niemi taka umowa, że skoro weydą na wierzchołki góry zapalą wiele ogniów. 21. Tak umówiwszy się jedli śniadanie; a po śniadaniu posunął się Chejrizof z całym woyskiem o blisko dziesięć stadiów ku nieprzyjaciołom ażeby się zdawało, iż tędy myśli się przedrzeć.
22. Po wieczerzy zaś, kiedy już noc nadeszła, jedni stosownie do rozkazu udali się w drogę i zajęli górę; reszta w mieyscu została. A nieprzyjaciele pomiarkowawszy że górę opanowali, całą noc byli czuyni i pozapalali wiele ogniow. 23. Ze świtem zaraz Chejrizof po skończonych ofiarach udał się ku owey drodze; ci zaś którzy już na górze byli, dążyli ku wierzcholkom góry. 24. Wielka część nieprzyjacioł została w ten czas nad owym przechodziskiem góry, reszta ich poszła na spotkanie Grekow będących na wierzchołkach. Ale nim się główne woyska z sobą spotkały, nastąpiła walka między będącemi na wierzchołkach gór i w tey Grecy zwyciężają i ścigają. 25. Tym czasem i z pomiędzy Greków Peltaści z równiny zaciekali się pędem ku przeciwnikom, a Chejrizof szypkim krokiem z hoplitami tuż za niemi postępował. 26. Nieprzyjaciele zaś nad drogą uyrzawszy część sił swoich na wierzchołkach zwalczoną uciekli; niewielu wprawdzie z nich poległo, ale wiele tarczy plecionych zdobyło; które Grecy szablami popsuli. 27. A dostawszy się na szczyt góry odprawiwszy ofiary wystawili Trofeum (pomnik zwycięztwa), zeszli potym na równinę do wiosek obfituiących w różną żywność.

Rozdział VII.
Treść.
Ciągnąc przez krainę Taochow zdobywaią miejsce warowne i zaymuią wielką moc bydła, z czego w drodze przez kray Chalibow ludu bitnego i strasznie dzikiego iedynie żyli. Przebywszy rzekę Harpazus ciągną przez kray Skitynow i tu opatruią się w żywność. Pomyślnieyszy los spotyka Greków. Bo gdy postępuiąc od Skitynow przyszli do wielkiego i zamożnego miasta Gymnias, Satrapa owey krainy nieprzyjaciel sąsiedzkiego ludu, którędy szła ich droga, posyła im z własney chęci przewodnika drogi, który podług obietnicy dnia piątego doprowadził ich do góry Teches, z którey z powszechną radością i wielkiemi okrzykami morze uyrzeli. Tam wielki stos kamieni na pomnik znoszą i przewodnika, obdarowawszy go wprzód boynie, odprawuią.

1. Potym uszedłszy pięcioma obozami trzydzieści Parasangów wkroczyli do kraju Taochow; tu zabrakło im żywności; bo Taochowie osiadłszy mieysca obronne tamże wszystkie zapasy żywności schrónili. 2. Gdy przybyli do takiego mieysca, w kórym w prawdzie żadnego miasta ani domów nie było, wiele się iednak męszczyzn i kobiet z bydłem zebrało, tedy Chejrizof zaraz za przybyciem, nacierał w ten sposób, iż po zmordowaniu się pierwszego szyku jeden po drugim następował; albowiem niemogliby go byli obławem opasać, gdyż rzeka szła okołem[27]. 3. A gdy Xenofon nadszedł z tylną strażą z Peltastow i z Hoplitow złożoną, rzekł Chejrizof: W dogodną porą przybywasz, trzebaby nam bowiem to mieysce opanować, gdyż woysko niema żywności, ieżeli tego mieysca niezdobędziemy.
4. Nad tym tedy wspólnie radzić zaczęli; na zapytanie Xenofonta, co by za przeszkoda była do wniyścia w to mieysce, odpowiedział Chejrizof, ze do niego iest tylko ieden przystęp, który widzisz. Skoro się kto pokusi tędy przystąpić, spuszczają kamienie z tey skały sterczącey, a ugodzony miewa taki los jak widzisz. I pokazał zaraz kaleków, którym nogi i zebra były podrzuzgotane. 5. Lecz gdy się im kamieni przebierze, odezwał się Xenofon, coż nam przeszkodzi przystąpić? albowiem z przeciwney stróny mało tylko ludzi widziemy; a między temi dwóch lub trzech tylko jest uzbrojonych. 6. Mieysce do przeyścia wśród walących się na nas kamieni, jak widzisz, czyni prawie pokora pletrów, a niemal jedno pletron iest rzadko stojącemi sosnami wysokiemi zarosłe, więc skoro tylko ludzie nasi dostaną się pod te drzewa, czegóż się od spuszczanych albo toczących się kamieni obawiać maią? więc nam już tylko przestrzeń półpletrowa do przebieżenia pozostanie, którą my, skoro im się przebierze kamieni, spokoynie przebieżemy. 7. Ale natychmiast, rzekł Chejrizof, skoro tylko udamy się w drogę ku drzewom, spuszczą na nas mnogość kamieni. Otóż to właśnie tego potrzeba, rzekł Xenofon; bo się im tym prędzey przebierze kamieni. Nuż więc udaymyż się tam skąd do zamierzonego celu, jeżeli się do niego dostać będzie można, droga nasza nie jest tak wielką i skąd się, jeżeli zechcemy, łatwiey cofnąć można będzie.
8. A zatym Chejrizof, Xenofon i setnik Kalimach Parrazyyczyk, bo ten dnia lego miał komendę między setnikami tylney straży, udali się tam; reszta setników pozostała w bezpiecznym mieyscu. Potym więc około siedmiudziesiąt ludzi odeszło pod drzewa, a to nie w kupie, lecz pojedynczo każdy się wystrzegając jak mógł: 9. Ale Agazyas Stymfalczyk i Arystonym Metydryyczyk także setnicy z tylney straży i inni stanęli pomimo drzew ponieważ za drzewami niewięcey jak jedna tylko kompaniia bezpiecznie stać mogła. 10. Kalimach wpadł na myśl, że często z za drzewa pod którym stojał, na dwa lub trzy kroki wylatywał, a skoro spostrzegł toczące się kamienie, szypko się cofał i tak za każdą jego wycieczką do dziesięć fur kamieni nieprzyjaciele tracili. 11. Spostrzegłszy Agazyas co Kalimach czynił i że całe woysko na to patrzało, obawiał się, aby Kalimach nie był pierwszym, któryby do tego mieysca dobiegł, dla tego bez przywołania Kolegów swoich, Arystonyma sobie naybliższego i Eyrylocha Luzyyczyka ani kogo inszego sam puścił się na przód i wyprzedził wszystkich. 12. Skoro go Kabinach pomimo siebie bieżącego uyrzał chwyta go za brzeg tarczy, gdy tym czasem Arystonym Metydryyczyk ich wyściga, a po nim Eyryloch Luzyyczyk; bo ci wszyscy ubiegali się i walczyli o pierwszeństwo w męstwie; a tak przez gorliwość swoię zdobywają to mieysce. Albowiem jak tylko raz tam wpadli, tedy już żaden kamień z góry niebył spuszczony. 13. Tu dopiero pokazał się okropny widok; kobiety bowiem pozrzucawszy dzieci swoie, same potym wraz z mężami rzuciły się za niemi. Setnik Eneasz Stymfalczyk spostrzegłszy jednego człowieka dobrze ubranego który się zaciekł do skoku, chcąc mu w tym przeszkodzić pochwycił go. 14. Lecz ten szarpnąwszy się wraz z Eneaszem spadł ze skały, a tak obydway zginęli. Na tym mieyscu mało co ludzi dostało się w niewolą, lecz zdobyli wiele wołów, osłów i owiec.
15. Stąd postąpili przez kray Chalibow pięćdziesiąt parasangów siedmią noclegami. Ci byli z pomiędzy narodów dotąd odwiedzanych naywalecznieyszemi i staczali nawet potyczki wręcz; mieli zaś płócienne pancerze sięgające aż do podbrzusza, zamiast skrzydeł pancernych[28] używali sznurów mocno z sobą skręconych. 16. Mieli oraz i nagolanki i hełmy, a za pasem noż podobny do Lakońskiego sztyletu, którym zarzczywali ludzi, których w moc swoię dostać mogli, a odcięte im głowy z sobą zabierali; śpiewali i tańcowali, kiedy ich nieprzyjaciele widzieć mogli; mieli zaś lance na piętnaście łokci długie jedną tylko śpicą opatrzone[29] 17. Ci w miastach zostawali; a skoro Grecy pomimo przeszli, ścigali za niemi pod ustawiczną walką. Mieszkali[30] w mieyscach warownych, w których się zapasy żywności ponaprzynoszone znaydowały, tak dalece że tu Grecy nic nie znaleźli, lecz tylko zabranym z kraju Taochow bydłem żywić się musieli. 18. Stąd Grecy przybyli do rzeki Harpazus na cztery pletra szerokiey. Stąd uszli przez kray Skitynów czterema noclegami dwadzieścia parasangów i dostali się przez równinę do wsiow, w których trzy dni zabawili i opatrzyli się w żywność.
19. Stąd zaś czterema noclegami dwadzieścia parasangów uszedłszy przybyli do miasta wielkiego, zamożnego i zamieszkałego nazwiskiem Gymnias[31]. Xiążę z tego kraju posyła Grekom przewodnika, aby ich przez kray sobie nieprzyjacielski przeprowadził. 20. Ten przybywszy obiecał w pięć dni doprowadzić ich do mieysca z którego morze uyrzą; co przyrzekał zrobić pod karą śmierci. A gdy prowadząc wkroczył w kray swoim nieprzyjacielski, zachęcał Greków do niszczenia wszystkiego ogniem i mieczem; a to dało poznać, że dla tego tylko, a nie dla szczególnego do Greków przywiązania przyszedł. 21. A dnia piątego przybywają do owey góry świętey nazwiskiem Teches[32]. A jak tylko pierwsi na górę weszli i morze uyrzeli, powstał wielki krzyk. 22. Usłyszawszy to Xenofon i żołnierze tylney straży rozumieli że i z przodu nieprzyjaciele jacy nacierali; bo i z tyłu niektórzy z kraju popalonego następowali; a z nich żołnierze tylney straży kilku ubili i kilku żywych złapali uczyniwszy zasadzki; zdobyli tez około dwudziestu tarczy plecionych które świeżo obdartemi skórami wołowemi powleczone były.
23. Ale gdy się krzyk coraz więcey wzmagał i zbliżał, i gdy ciągiem nadchodzący żołnierze do ciągle krzyczących pędem bieżeli i krzyk w miarę powiększania się liczby żołnierzy coraz większy powstawał, tedy dopiero zdawało się Xenofontowi że coś ważnieyszego zayść musiało. 24. Dosiadłszy konia wziął z sobą Likiosa i jezdzców dla dania śpieszney pomocy; i natychmiast usłyszeli żołnierzy wołających: morze, morze! i koleyno to sobie ogłaszających. Wtedy dopiero już wszyscy nawet i z tylney straży żołnierze biegli i popędzano pociągowe bydło i kónie. 25. A dostawszy się na wierzchołek góry wszyscy uściskali się nawzajem wodzowie i setnicy ze Izami radości. Natychmiast żołnierze niewiadomo za czyim zachęceniem nazgromadzali kamieni i zrobili wielki kopiec[33] 26. Potym nakładli wielką moc skór świeżo odartych i kijów i zdobytych tarczy plecionych, ale sam przewodnik rąbał na sztuki plecione tarcze i innych do tego zachęcał. 27. Potym Grecy odprawili przewodnika dawszy mu ze wspólney składki w podarunek konia, śrebrną czarkę, odzież Perską i dziesięć dareykow. On zaś naybardziey prosił o pierścionki i wiele ich od żołnierzy dostał. A nakoniec pokazawszy im wieś do przenocowania i drogę do Makronów ku wieczorowi odszedł i nocą do domu powracał.

Rozdział VIII.
Treść.
Przeszedłszy w ciągu sześciu dni przez krainę
Makronów, z któremi przymierze zawarli, przybywają do gór narodu Kolchow, gdzie barbarów uzbrojonych zastaią. Tych zwyciężywszy w potyczce i do ucieczki przymusiwszy przychodzą do wsiów zamożnych. Stąd na koniec po dwu dniach przyszli nad morze do Greckiego miasta Trapezuntu. Tu w ciągu trzydziestu dni łupy z krain Kolchow sprowadzają, ofiarę dawniey Bogom ślubowaną wykonywaią i igrzyska gimniczne odprawuią.

1. Stąd uszli Grecy przez kray Makronów trzema noclegami dziesięć parasangów. Dnia pierwszego przybywaią nayprzod nad rzekę dzielącą kray Makronów od kraiu Skitynów. Po prawey stronie mieli przykrowstępną okolicę, z lewey była druga rzeka, w którą wpadała znowu pograniczna rzeka, przez którą trzeba było przechodzić. Ostatnia była drzewami niegrubemi w prawdzie, ale gęsto stoiącemi zarosła. Grecy w postępie wycinali ie i śpieszyli, żeby się iak nayprędzey wydostać z tey okolicy. 3. Makronowie którzy mieli tarcze z plecianki, włócznie i włosiane suknie stali na przeciwko przechodziska rozsławieni, i zachęcali się na wzaiem i wrzucali kamienie w rzekę[34] ale i tak nawet nie dosięgali ani też komu szkodzili.
4. Wtedy właśnie przystępuie do Xenofonta ieden z peltastow mówiąc że w Atenach służył za niewolnika, i powiada że rozumie mowę tych ludzi. Nawet zdaie mi się, rzekł, iż to iest moja oyczyzna; i ieżeli wolno, rozmówiłbym się z niemi. 5. Wszakci wolno, rzekł (Xenofon); rozmów się z niemi i dowiedz się nayprzod od nich co oni za jedni. Oni odpowiedzieli na to zapytanie, iesteśmy Makronami. Pytay się ich więc, rzekł, czemu nam są przeciwni i chcą nam być nieprzyjaciółmi? 6. Wszak i wy, odpowiedzieli oni, w kray nasz wchodzicie. Wodzowie odpowiedzieć im kazali, że my niechcemy wam niezłego uczynić, lecz wojowawszy z Królem wracamy do Grecyi i chcemy się dostać do morza. 7. Tamci pytali się, czyliby chcieli ślub na wierność wykonać. Ci zaś rzekli, że chcą dać zaręczenie wierności i na wzajem przyiąć. Na te słowa dali Makronowie Grekom Barbarską włócznią, a Grecy zaś dali im Grecką; to bowiem, rzekli, stanowi zakład wierności; oraz Bogów z obudwu strón za świadkow wzywano.
8. Po zawarciu przymierza, Makronowie pomagali im wycinania drzew i torowania drogi, iak gdyby ią sami przebyć chcieli, mieszaiąc się między nich i nastręczali im ile możności jatek i towarzyszyli Grekom przez trzy dni, aż ich do granic Kolchickich doprowadzili. 9. Była tam góra wielka, ale dostępna; i na tey Kolchowie rozstawieni byli. Z początku stanęli Grecy przeciwko nim w szyku falangowym (ściśnionym), chcąc takim sposobem wniść na górę; ale potym uznali zgromadzeni Wodzowie za rzecz potrzebną naradzić się, jakby naykorzystniey było do walczenia. 10. Xenofon więc zabrawszy głos rzekł: mnie się zdaie, że trzeba zaniechać szyku falangowego (ściśnionego) i kompaniie w proste rzędy (kolumny) (liniie) uszykować[35]; albowiem falanga wnet się przerwie; ponieważ górę wnet bezdróżną wnet zaś drożną znaydziemy; a toby zaraz sprawiło trwożliwość, gdyby żołnierze w falangę uszykowani tę rozerwaną uyrzeli. 11. Potym gdybyśmy w wąskim szyku[36] attakowali, przeskrzydlą nas nieprzyiaciele, i mogą mając liczbę przewyższającą, użyć iey na co im się spodoba; jeżeli się zaś rzadko rozstawiemy[37] tedy niech nam dziwno niebędzie, kiedy nam falanga gdzie od rzęsisto padających strzał i w mnóstwie nacierających ludzi przełamana zostanie, a skoro to gdzie nastąpi, tedy z całą falangą źle będzie. 12. Ale ja radzę kompaniie w proste rzędy (kompaniie; kolumny) uformować i odstępami tychże kompaniiów tyle mieysca zająć, ile potrzeba, żeby ostatnie (boczne) kompaniie po za obręb skrzydeł nieprzyjacielskich wychodziły; a tak ostatniemi kompaniiami falangę nieprzyjaciół przeskrzydlemy, a naydzielnieysi z nas prowadząc te kompaniyne rzędy czyli roty nayprzod się przedrą i każda rola lub kompaniia postąpi tam, którędynaydogoduieysza droga prowadzi[38] 13. Nieprzyjaciołom zaś nie łatwo będzie wpaść między odstępy, ponieważ kompaniie będą tu i tu, ani im też łatwo będzie przełamać kompanii kolumną postępuiącey. Gdyby przypadkiem która z kompaniiow w nacisku zostawała, tedy iey dopomoże naybliższa. A gdyby się jedna tylko z kompaniiow dostała na wierzchołek góry, w ten czas już żaden z nieprzyjaciół niedostoi placu. 14. Ten wniosek przyjęto i ustawiono kompaniie w proste kolumny. Xenofon zaś udał się z prawego na lewe skrzydło i tak do żołnierzy przemówił: Mężowie! Ci, których widzicie, są nam jeszcze jedyną przeszkodą, że ieszcze nie iesteśmy tam, dokąd od dawna już dążemy; trzeba nam ich, jeżeli można żywcem pozrzeć.
15. Gdy się potym wszystkie kompaniie na proste kolumny uformowane w mieyscach swoich znaydowały, było ośmdziesiąt kompaniów hoplitów, a każda z tych składała się prawie ze stu ludzi; Peltastow i łuczników na trzy oddziały podzielono, każdy po sześć set ludzi, z tych jeden zewnątrz lewego, drugi zewnątrz prawego skrzydła, a trzeci oddział w sam środek umieszczono. 16. Potym zachęcili wodzowie do czynienia Bogom ślubów; gdy śluby uczynili i pean zaśpiewali, postąpili daley. Chejrizof i Xenofon znaydujący się z Peltastami swoiemi poza obrębem falangi nieprzyiacielskiey ruszyli z mieysca. 17. Nieprzyjaciele tedy spostrzegłszy ich, udali się przeciwko nim i gdy się rozłączyli częścią na prawą częścią na lewą stronę przez to zrobili sobie wielką lukę (przerwę) w samym środku swoiey falangi. 18. Arkadzkie Peltasty pod dowództwem Ayschinesa Akarnańczyka postrzegłszy ich rozdwojonych i rozumiejąc ze uciekają żwawo na nich natarli; i ci nayprzod górę zajęli, a za niemi zaraz postąpili hoplici Arkadzcy, któremi dowodził Kleanor Orchomeńczyk. 19. Nieprzyjaciele zaś postrzegłszy, że ci zaczęli bieżeć, nie dotrzymali mieysca, ale obróciwszy się uciekali w tę i owę stronę. Grecy dostawszy się na górę stanęli obozem w licznych wioskach gdzie było wiele żywności. 20. Innych wprawdzie rzeczy niepodziwiali tylko to, że tam było bardzo wiele ułów, ale wszyscy żołnierze którzy z plastrów miodu jedli, odeszli od zmysłów, womitowali, i dostali biegunkę i żaden z nich nie mógł się na nogach utrzymać; ci którzy mało jedli, podobni byli do pijanych, ci zaś którzy wiele jedli, byli podobni do szalonych, albo do umierających. 21. Wreszcie tyle ich tam leżało, jak gdyby ich klęska jaka spotkała i stąd było niemało zatrwożenia. Jednakże na zajutrz żaden z nich nieumarł, lecz niemal o tey samey godzinie odzyskali zmysły, a trzeciego czwartego dnia popowstawali, właśnie jak gdyby po używaniu lekarstwa[39].
22. Potym uszli dwoma noclegami siedem parasangów i dostali się nad morze do Trapezuntu miasta Greckiego, leżącego nad czarnym morzem osady synoyeyczykow w kraju Kolchow. Tu zabawili przez dni prawie trzydzieści we wsiach Kolchickich. 23. Puszczali się ztamtąd w okolice Kolchow na rabunek. Mieszkańcy Trapezuntu dostarczali im na przedaż do obozu żywności i przyymowali Greków dobrze i rozdawali między nich gościnne podarunki jakoto woły, krupy (mąkę) i wino. 24. Wstawiali się nawet u nich za sąsiedzkiemi Kolchami, którzy po większey części na równinach mieszkali i od tych przychodziły im takie gościnne podarunki po większey części w wołach. 25. Potym sprawowali ofiarę którą ślubowali. Dostawili im podostatkiem wołów dla ofiarowania ich Jowiszowi zbawcy i Herkulesowi za łaskawe prowadzenie w drodze i innym Bogom, jak ślubowali byli. Odprawowali także igrzyska gimniczne na górze gdzie obozowali, a obrali Drakontyosa Spartańczyka (który uciekł był z domu ieszcze będąc chłopcem że niechcący zabił drugiego chłopca uderzeniem szabli) ażeby miał staranie względem gonitwy i dozor nad igrzyskami.
26. Po skończonych ofiarach oddano Drakontyosowi skóry ze zwierząt i żądano, aby ich poprowadził do mieysca gonitwy. On zaś pokazał z mieysca ich stanowiska na wzgórek i powiedział że ten pagórek ze wszech miar był naydogodnieyszy do gonitwy. Ale jakimże sposobem odezwali się drudzy potrafią tu ludzie pasować się na gruncie tak chropowatym i krzewistym? Tym więcey, odpowiedział on, uczuje ten bolu, który upadnie. 27. Walczyło zaś na placu gonitwy (stadium) naywięcey chłopców poymanych, a w zawód Dolichos[40] nazwany ubiegało się więcey niż sześćdziesiąt kretenczykow; inni (popisywali się) wpasowaniu, w biciu na kułaki i w Pankracyum[41]. Był to piękny widok; bo naschodziło się wielu, a że się temu i kochanki ich przypatrywały, więc była wielka gorliwość w ubieganiu się. 28. Były także i wyścigi konne; jezdni musieli z góry spadzistey ku morzu, a ztamtąd napowrót pod górę aż do ołtarza pędzić. Z góry wielu na dół zwaliło się; przeciwnie na górę bardzo spadzistą ledwo wolnym krokiem konie postąpić zdołały. To było powodem do wielkiego krzyku, śmiechu i zachęcania.





  1. Podług textu C. G. Krügera.
  2. Wiadomo że temi ogniami dawali ziomkom swoim znak aby im na pomoc przyszli. C. G. Krüger ostrzega że sami Karduchowie na innych Karduchow pilnie uważali.
  3. C. G. Krüger czyni uwagę że Grecki wyraz ἐϰβασις właściwie znaczy exitus a nie aditus więc trzebaby właściwie powiedzieć: strzegą wychodziska lub wyyścia żeby zaparci między górami nie mogli się już wymknąć. Tym czasem Greckie verbum ἐϰβαινειν używa się w znaczeniu przełaz, przechod n. p. w rozdziale 3. §. 3. więc równoznaczne z polskim wybrnąć, przebrnąć odnośnie do okoliczności. W ięzyku Polskim znayduie się bardzo dogodna forma do oznaczenia mieysca na: isko np. przechodzisko więc zdaie mi się, że niegodzi się iey puszczać w niepamięć.
  4. Albo: iż wóz do zajęcia jedney ledwo był dostateczny.
  5. Albo: kamienie które o skały uderzane rozpryskały się na wszystkie stróny jak gdyby z próc spuszczane, śmigane, rzucane, ciskane były.
  6. Albo: którzy tylko nie ratowali się skoczeniem ze skały dla połączenia się z tylną strażą.
  7. Albo: ułatwiał przedniey straży przeyście przez drogę.
  8. Grecki wyraz ὄχϑαι znaczy wysokie brzegi rzeki, wysoki ląd, obacz w słowniku Lindego jar = brzeg przykry skalisty z Rossyyskiego; tylko że jar znaczy czasem: doł.
  9. W prapiśmie stoi: części wstydliwych.
  10. Tafel rożni się od Leonklawiusza podług którego móy przekład zrobiony, że tłómaczą: i Bogów prosić, aby wszystkie inne rzeczy szczęśliwie wykonali.
  11. Albo: aby nie ucierpieć od tylnych jakiey szkody.
  12. Albo: urządziwszy się do przeyścia.
  13. Pochutniwali sobie wydając wesoły okrzyk wojenny alala, jak teraz odzywać się zwykli z okrzykiem: Hura!
  14. Albo: łysych górach.
  15. Albo: tak że mowiącego dobrze słyszeć można było.
  16. Tak Halbkart i C. G. Krüger tłómaczą, ale Tafel w edycji swoiey kieszonkowey tłómaczy: „um sich sofort unterm freien Himmel zu lagern.“ Porownawszy Joan. Scapalae Lexicon Graeco-latinum διαιϑριαξειν = disserenare 2) sub dio agere i sławnego Leonklawiusza przekład Łaciński: „Itaque rursum conveniunt, quum quidem sub dio commorandum esse censerent“ wypadałoby to mieysce tak zdaie mi się oddać: A tak się znowu z sobą zeszli, bo im się też zdawało być lepiey zostawać pod gołym niebem.
  17. C. G. Krüger woli waryantę συειον to jest wieprzowy szmalec namieniając że i ten służył do nacierania zmiękczając i ogrzewając skórę.
  18. Podług innego przekładu: gdzie pojedyncza tylko droga był lub: którędy pojedynczo tylko przeyść można było.
  19. W oryginale stoi ὄμφαλος = pępek.
  20. P. J. Maciejowski użył wyrazu staropolskiego; skorznie. Pruscy Polacy lub Mazurowie znają wprawdzie słowo: boty, ale tylko w znaczeniu trzewików, a podług Lindego i Ruskie pospolstwo bierze ten wyraz w znaczeniu skórzanych trzewików.
  21. Wskorsać = zachęcać do powstania, wspędzić; wyraz na Mazowszu znany.
  22. Nibur pisze, że w Egipcie i Armenii do tych czas piwo z ięczmienia robią i że w Armenii trwa ieszcze zwyczay pić je z wielkich garkow cewką ze trzciny; nawet u Arabczyków znayduie się podobny napoy. —
  23. Bił byłoby greckie Imperfectum, ale pobił jest właściwie grecki Aoryst, który tylko w języku polskim lub sławiańskim tak krotko może być oddany. Porownay w tymże okresie wiązać i związać.
  24. Fazys. Znawcy starożytności czynią tu uwagę, że ta tu tak nazwana rzeka Fazys niepowinna być brana za ową w kraju Kolchis, wpadaiącą w czarne morze, lecz że to właściwie była rzeka Araxes, podziś dzień Arasz nazwana, nosząca niedaleko od zrzodeł swoich nazwisko Fazys; o czym pewny Rennell i Reichard dokładnieyszą udzielaią wiadomość. W reście Araxes wpada w morze Kaspiyskie.
  25. Κατα ϰερας znaczy podług C. G. Krüger: Longo agmine = długim pasmem, długim rzędem, długą kolumną, rozwlekłym cugiem. Leonclavius tak tłómaczył: „ne ducta in cornu acie propius ad hostem accederet“ = niby w szyku rogatym,— rogowym; bokiem, bocznie. Halbkart i Tafel: im langen Zuge.
  26. Po Grecku homojoj ὅμοιοι byli u Lacedemończykow i w innych arystokratycznych i oligarchicznych miastach Greckich ci obywatele, którzy mieli równe prawo do rządów lub do naywyższych siopniow godności. Tafel nazywa ich: Ebenbürtig.
  27. Tu zachodzi spór wydawców autora. Jedni czytaią w texcie ἀποτομος = urwisty, przykrowstępny, drudzy zaś ἂλλα ποταμος = rzeka.
  28. Skrzydła pancerza to iest ta część pancerza, która brzuch okrywa, Sunt loricae partes extremae, C. G. Krüger.
  29. Greckie — miały takich dwie z przodu, a druga, z tyłu.
  30. C. G. Krüger w nowey edyci z roku 1830 czyta: ᾠϰɛɜν.
  31. Podług Rennela dzisieysze Komasur lub Kumbas, Kumakin, Kumach. Podług Rittera toż samo, co poźniey: Sinis przez Arminianów nazwane było.
  32. C. G. Krüger o tym tak pisze: Castellum Tek in monte Tekman inter Erzerum et Trebisonde (Trapezunta) Hadsji - Kalifam commemorare docet Rennel.
  33. Pomnik albo raczey stos, kopiec, pagórek, cf. uroczysko cf. mogiła, —.
  34. Dla tego, powiada Krüger, aby stanąwszy na nich bliżey im było strzelać na Greków.
  35. Λοχους ὀρϑιους ποιησαι podług Leonklawiusza: omissa falange cohortes rectas instruendas esse: a Krüger ma: rectis ordinibus i. e. ita ut singuli lochi intervallis disjuncsi una serie (ϰατα στιχους) procederent ac tanta lochi esset altitudo, quantus ejus militum esset numerus; mit gereiheren Lochen, also hundert Mann hintereinander obacz IV. 2, 11. cf. Halbkart et Tafel: in Heersäulen anrücken to iest pojedyncze kompaniie w rzędy czyli roty tak uformowane ze jak długie tak głębokie będą. Wyraz rota bierze się tu w woyskowym znaczeniu to iest taki rząd ludzi, kiedy jeden za drugim stoi, jeden po drugim następuie, w prost od punktu stanowiska jak zagony lub skiby na roli idące. Między temi rotami znaydowały się odstępy lub drogi mniey więcey szerokie jak miedze lub brozdy między zagonami czyli oziemkami, jak plac, spacyum między plotami = opłotki, ścianki, na co niemiec ma krótki wyraz Zwischenraum = intervallum = odstęp?
  36. Ἐπι πολλους obacz podług Krügera w Cyropedyi V. 4. 46. wykład: ἐπι λεπτον τεταχϑαι. Rücken wir nun mit einer schmalen Vorlinie an, Tafel i Halbkart.
  37. Ἐπ᾿ ὀλιγων τεταγμενοι ἰωμεν = sin aciem raram habebimus, Leoncl. dehnen wir aber die Vorlinie aus, Halbkart, Tafel = ieżeli (obławem albo raczey) w rzadkim szyku natrzemy obacz pag. 55. przypisek o szyku obławnym.
  38. Leonclavius tak tłómaczy: Enimvero cohortes nobis rectas instruendas esse arbitror, tantumque compleciendum esse spatii per distantes a se invicem cohortes, ut extremae cohortes extra hostium cornua procurrant. Quo fiet, ut extremae cohortes nostrae sint extra falangem hostilem; et dum rectas cohortes ducemus, lectissimi quique nostrum in hostem pergent: quaque via minus erit difficilis, hac quaelibet cohors incedet.
  39. Podług Leonklawiusza: Tamquam si pharmacum hausissent; podług Halbkarta: als wenn sie sich von einer Vergiftung erholt hätten; a podług Tafela: sie erstanden als wie aus einer Bezauberung. Wyraz φαρμαϰοποσια znaczy podług słownika Henryka Stefana i Schneidera i Krugera: medicamenti potio, więc tu nie o czarach ani o otruciu mowa, ale o trunku lekarskim, o lekach, o medycynie. Oprocz Xenofonta u Platona znayduie się ten rzadki wyraz także tylko w znaczeniu używania lekarstwa, więc w tym razie bez powagi większey liczby Autorów niema racyi oddalać się od wskazanego znaczenia. W reście miod o którym tu iest wzmianka mają robić pszczoły z kwiatów krzewu: Chamaerrhodendros Pontica maxima, folio Laurocerasi, flore caeruleo purpurescente. Tafel.
  40. Dolichos zawierał w sobie od 7 do 12, czasem do 24 Stadiow, które bieżący na wyścigi tam i sam przebieżeć musiał, więcby to w tym razie 49 stadiów uczyniło.
  41. W Pankracyum razem zachodziło pasowanie się i bicie się na kułaki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ksenofont i tłumacza: Krzysztof Celestyn Mrongovius.